Wiecie już, że postanowiłem wybrać się na imprezę dla swingersów. Czas wreszcie powiedzieć, jak się bawiłem.
Jest 14 sierpnia. Późne popołudnie. Stoimy w szczerym pole gdzieś za Gdańskiem. Przed nami znajduje się ogrodzony wysokim parkanem budynek. Ba! To pokaźny kompleks wypoczynkowy z basenem i palmami! Uwaga! To najdłuższy autorski reportaż w historii serwisu, dlatego też jest dostępny tylko dla bojowników z aktywnymi kontami.
Na parkingu stoi już kilkanaście samochodów. Jest tu kilka autek z górnej półki, parę „średniaków”, nieco przyrdzewiałych złomków, jeden pojazd oklejony reklamą firmy spawalniczej oraz piękny, potężny motocykl. Z zewnątrz budynek od podstaw aż po dach obudowany jest panelami słonecznymi. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem tylu solarnych ogniw w jednym miejscu. Z bliska wygląda to niczym połyskujący w słońcu statek kosmiczny.
Wszyscy przyjechali tu w jednym celu. Oprócz nas. Nas, bo tym razem potrzebowałem solidnego wsparcia w osobie mojego kumpla. Zawsze tak jakoś raźniej we dwóch, szczególnie gdy człowiek wyobraża sobie, że idzie na orgię do cesarza Kaliguli i jego rozpasanych poddanych. Zarówno ja, jak i mój kolega, jesteśmy jednymi z tych, którzy w tutejszym żargonie noszą miano „singli”, czyli takich, co przyjechali sobie pogrzmocić samopas.
Nikt poza kilkoma wtajemniczonymi osobami nie wie, że nasza wizyta ma charakter zawodowy, a o uczestnictwie w cielesnych rozrywkach w naszym przypadku nie ma mowy. Chcemy tylko pogadać z ludźmi, poobserwować przebieg imprezy, wypić kilka piwek i z zebranego materiału stworzyć ciekawą relację.
Nie wiemy, co czeka nas za kilka godzin. Jedyną wiedzę na temat grupowego bzykania, podobnie jak większość społeczeństwa, posiadamy dzięki świńskim tubom z Internetu. Powiem wam szczerze – jestem o krok od zrezygnowania z wizyty w tym miejscu. Jeszcze nie wszedłem do klubu, a już czuję się jak przerażona dziewica. Kumpel też jakby taki niewyraźny. „Ej, a jak ktoś będzie chciał się z tobą seksić, to chyba odmówienie może okazać się nietaktem, nie?”. Wciągamy głęboko powietrze do płuc i spinamy poślady. Czas wziąć się w garść.
W recepcji, gdzie dostajemy specjalne opaski na ręce, wita nas właściciel tego przybytku – Robert. To tryskający absurdalnym poczuciem humoru pan w średnim wieku. W dłoniach trzyma małego kotka. Zresztą to nie jedyni czworonożni rezydenci tego miejsca. Mieszkają tu jeszcze dwa leniwe sierściuchy i sędziwy jamnik.
Właściciel tego przybytku jest zabiegany. Za kilka godzin rozpocznie się zabawa, a tu trzeba wszystko dopiąć na ostatni guzik:
Najbliżsi ludzie mieszkają w kilku okolicznych wsiach -
W końcu jednak ktoś musiał zorientować się, że w opuszczonej nieruchomości coś zaczyna się dziać. Tym bardziej że w miejscu jednego budynku powstał cały kompleks budynków, sztuczna plaża, duży staw, baseny, a dwa hektary ziemi ogrodzono murem i obsadzono roślinnością. A po wsiach wieści szybko się roznoszą.
Bardzo życzliwy gospodarz oprowadza nas po całym ośrodku, opowiadając anegdoty i informując o zasadach panujących w klubie. Tu wszyscy są jedną rodziną – szacunek, dyskrecja i szczerość to podstawa. Gdyby tylko pogoda dopisała, to część imprezy przeniosłaby się na dwór. Są baseny, leżaczki, najprawdziwsze palmy i całkiem spora, półotwarta altana z grillem, kort tenisowy i boisko do siatkówki plażowej. Niestety, dziś panują tu suwalskie mrozy, więc balety odbywać się będą w środku.
Czy każdy może tu przyjechać? Na pewno każdy może próbować. Kontakt z właścicielami klubu zawsze zaczyna się od maila. Na tym etapie odpada już sporo osób. Forma, w jaki sposób wiadomość jest napisana, stanowi pierwszy etap weryfikacji potencjalnego gościa.
Robert nie ukrywa, że na ilość przyjezdnych nikt tu nie narzeka, a najmilej widziane są osoby polecone przez stałych bywalców – takie, które będą przestrzegały regulaminu i nie wpadnie im do głowy robienie głupot.
W środku budynek wygląda jak hotel. Mijamy pokoje, łazienki, kryty basen, saunę, jacuzzi, no i szatnię. Tam musimy zostawić wszystkie elektroniczne gadżety, łącznie z telefonami. Osoby uczestniczące w zabawie muszą mieć pewność, że nikt ich nie będzie nagrywał. Za złamanie tego i innych kluczowych punktów regulaminu, delikwent bezceremonialnie wyrzucany jest za drzwi oraz dostaje zakaz wstępu do lokalu w przyszłości.
Trafiamy do dość dużego baru z rzucającą się w oczy tabliczką "Strefa bez seksu”. Przy stolikach siedzą już pierwsi goście. Na luzie sączą sobie napoje, śmieją się, poznają, żywo gestykulują. Chyba tylko my czujemy się tu spięci.
- Dobrze wam z oczu patrzy. - zagaduje Zbyszek, sympatyczny lekarz, który od lat wraz z żoną odwiedza to miejsce. - Jak dacie na luz i nawiążecie z gośćmi nić porozumienia, to macie spore szanse na fajną zabawę.
Dopiero później zorientowaliśmy się, że mianem „zabawa” określa się tylko jedną, konkretną czynność – seks.
Co chwilę przybywają nowi uczestnicy imprezy. Zostawiają swoje rzeczy w szatni lub hotelowych pokojach i przychodzą do baru, aby poznać swoich potencjalnych partnerów do późniejszych igraszek. Zdecydowaną większość gości stanowią pary. Bardzo często małżeństwa z dużym stażem.
- mówi Zbyszek.
Fajnie nam się z nim rozmawia, więc postanawiam powiedzieć mu w jakim celu przyjechałem. Za jego (oraz właściciela klubu) zgodą lecę do szatni po telefon, który w tym wypadku służy mi za dyktafon. Chcę nagrać chociaż część naszej rozmowy. Po wszystkim zapominam jednak odłożyć wyłączony aparat na miejsce. Robi się mała draka, bo jeden z pracowników od razu dostrzega prostokątny kształt w kieszeni moich spodni. Szybko jednak sprawa się wyjaśnia i na całe szczęście nie zostaję wydalony z klubu.
Do baru wpada Robert.
Po chwili idziemy wąskimi korytarzami, co kawałek mijając telewizory, na których wyświetlane są filmy porno. Większość pomieszczeń z wielkimi łożami nie posiada drzwi. Po prostu wchodzisz i sobie patrzysz. Jeśli chcesz dołączyć do bawiących się osób, wystarczy, że dyskretnie zapytasz. Możesz również stanąć sobie po drugiej stronie ściany i poobserwować akcję przez fenickie lustro.
Do dyspozycji imprezowiczów jest też dość spory basen, jacuzzi oraz sauna, w której panuje temperatura 70-80 stopni. To trochę mało.
- Gdybyśmy ciepło podkręcili odrobinę bardziej, to naszym gościom mogłoby stanąć nie to co trzeba! - śmieje się Robert.
Kolejne pomieszczenia umożliwiają skorzystanie z foteli ginekologicznych. Hej! To jest nawet całkiem fajne. Istnieje nawet możliwość regulacji wysokości i kąta rozchylenia ud…
Kawałek dalej odwiedzamy duży, klimatycznie oświetlony pokój z huśtawką i kilkoma meblami o sporym potencjale. Kreatywna osoba będzie wiedziała, jak się tu odnaleźć.
To, co szczególnie rzuca się w oczy, to tabliczki z napisami po polsku i po angielsku: „Zostaw to miejsce czystsze, niż je zastałeś”. I trzeba przyznać – panuje tu absolutna sterylność, o którą dbają nie tylko goście, ale przede wszystkim ekipa sprzątająca, co to zmienia prześcieradła, przynosi do pokoików świeże ręczniki, myje podłogi, przeciera meble i dba o to, aby najmniejsza nawet zmięta chusteczka trafiła do kosza na śmieci.
![](./index_files/1-20170923122700.jpg)
Tymczasem gospodarz kieruje nas do podziemi. Tam znajdują się mroczne lochy, czyli strefa BDSM. Są tu klatki, łańcuchy oraz przytwierdzone do ścian kajdany. Brakuje tylko kata – oprawcy, który zadba o dobry nastrój swoich niewolników. Robert przy okazji wizyty w tejże komnacie bólu i poniżenia przypomina sobie o pewnej zabawnej sytuacji. Wśród bywalców klubu bywają ludzie wszystkich zawodów. Trafiają się też osoby duchowne różnych wyznań, księża oczywiście podają się za kogoś innego. Ciekawostka - zazwyczaj przedstawiają się jako nauczyciele albo... policjanci. Jeden z nich w jakiś sposób zirytował pewną odwiedzającą klub dziewczynę. Ta, obiecując mu nieziemskie doznania, zawołała jeszcze dwie inne panie i wszystkie one zaprowadziły księdza do pokoju, w którym było łoże z kajdanami. Tam panie przykuły go do łóżka i ... wróciły do baru, mówiąc na odchodne „Tak wygląda piekło”. Musiało minąć trochę czasu, zanim jakiś dobry człowiek uwolnił duchownego z niewoli.
Do dyspozycji gości jest także pomieszczenie po sufit wypełnione pianą! Są też prywatne pokoje, do których dostępu nie mają niezaproszeni imprezowicze. Kawałek dalej znajduje się strefa tylko i wyłącznie dla par. Heteroseksualnych – warto dodać. Klub ten przeznaczony jest bowiem głównie dla samców i samic preferujących płeć przeciwną! Robert mówi, że to nie dyskryminacja, tylko lata prowadzenia takiego przybytku pokazały, że inaczej się nie udaje, bo robienie klubu dla wszystkich to robienie klubu dla nikogo. Generalnie do klubu zaprasza się heteroseksualnych panów oraz takież panie, aczkolwiek mile widziane są też kobiety o skłonnościach biseksualnych.
Podglądać można do oporu, natomiast nie ma litości dla natrętów. Jeśli ktoś utrudnia innym zabawę, na przykład komentując akcję niczym Szaranowicz mecz, dyskutując o spadkach na giełdzie czy też bez zgody bawiących się imprezowiczów usiłuje dołączyć się do jakiegoś zasapanego wielokąta, zazwyczaj kończy zabawę i jest wypraszany z lokalu.
Idziemy się przebrać, bo za chwilę zaczyna się oficjalna część wieczoru, czyli swingers party i od godz. 20.00 wszyscy muszą być już w strojach klubowych. Jednym z punktów regulaminu jest dress code. Stosownym ubraniem dla pań jest seksowna bielizna, natomiast obowiązujący strój dla panów to koszula albo t-shirt u góry, na dole kąpielówki albo bokserki. Obowiązkowe są też dostępne na miejscu klapki lub własne obuwie na zmianę. Mamy więc ponętnie odziane kobiety, które musiały sporo zainwestować w swoje kreacje, oraz facetów, którym brakuje tylko ręczników i czepków kąpielowych, aby nie odróżniali się niczym od niedzielnych gości miejskiego basenu. Nie da się ukryć - mężczyźni w takim miejscu mają zdecydowanie większy problem ze strojem.
Wskakuję w moje wysłużone Kuboty i wracam do „strefy bez seksu”.
Zaczyna się robić tłoczno. Widzę sporo młodych ludzi, ale także i kilka osób dobiegających pięćdziesiątki. Co rzuca się w oczy - nie ma tu wybiegu dla modelek, nie ma lansu, ale nawet dojrzałe panie mogą tu pochwalić się zadbanym ciałem.
- To jeden z efektów ubocznych pojawiania się na takich imprezach. - mówi mi dojrzała pani, odziana w zgrabny gorset. - Odkąd zaczęłam bawić się w swing, szczególną uwagę zwracam na swoją formę i estetyczny wygląd.
Bardzo staramy się wpasować w tutejszy klimat. Mimo że atmosfera jest luźna, ludzie bardzo sympatyczni i otwarci, to chyba tylko my dwaj czujemy się jak jacyś autystyczni, zagubieni na lotnisku obcokrajowcy - Robert nas uspokaja, że to nic niezwykłego, bo w takim miejscu normalny facet nabiera pokory.
Przyjmujemy to do wiadomości, ale w dalszym ciągu jesteśmy niczym przerażone, niezgrabne wypłosze otoczone tłumem kosmitów, którzy zaraz zaczną przeprowadzać na sobie orgazmiczne eksperymenty.
Przysiadamy się do jakiejś młodej, przyklejonej do siebie pary trzydziestolatków, okupującej jeden ze stolików. Mimo że wyglądają tak, jakby ich związek przechodził właśnie moment radosnego rozkwitu, to jest to małżeństwo z 10-letnim stażem. W swing bawili się jeszcze przed poznaniem siebie. Teraz są już małżeństwem i mają półtoraroczne dziecko. Dziadkom, którym zostawili je na przechowanie, powiedzieli, że jadą do spa na cykl zabiegów odmładzająco-relaksujących. Ucinamy sobie sympatyczną pogawędkę. Szybko dowiadujemy się paru rzeczy o ich niecodziennych zainteresowaniach.
Kiedy on obronił swoją pracę dyplomową na studiach, ona postanowiła dać mu jego najbardziej wymarzony prezent. Była nim prostytutka do trójkąta… Na Swaroga! Co za zboczona laska! Toż to anioł, nie żona!
O godzinie 22.00 atmosfera w całym budynku jest już tak gęsta od buzujących hormonów, że właściwie to wystarczy, aby jakiś przodownik pracy wlazł na stół i zakrzyknął „Choćmyż się chędożyć!”, a pewnie większość ze zgromadzonych rzuciłaby wszystko i zabrałaby się do odbywania wieloosobowych stosunków płciowych. Zastanawiam się, jaki impuls sprawi, że pierwsi goście oddadzą się sprośnym igraszkom. Odpowiedź przyszła momentalnie. „Jedzenie! Zapraszamy na świniaka!” - ktoś zawołał, a wszyscy podnieśli się ze swoich siedzeń i powędrowali do stołówki.
To chyba jedyne pomieszczenie w tym budynku, które wygląda normalnie. Nie ma tu żadnych lampek LED, monitorów z pornosami ani dildosów sterczących ze ścian. Zwykła klasyczna stołówka ze stolikami, krzesłami i podłużnym stołem, na którym m.in. wyleguje się, ociekające tłuszczem, pieczone prosię. Ciekawy to widok – kolejka złożona z gości w majtkach i kobiet w seksownej bieliźnie, cierpliwie czekających na swoją porcję mięsiwa, trzymając w dłoniach plastikowe sztućce.
Przaśny klimat tego miejsca dodatkowo zyskuje na swojskości, kiedy to w pomieszczeniu obok jakaś roznegliżowana niewiasta, chwyciwszy za mikrofon, prosi o odśpiewanie urodzinowego „Sto lat” jej koleżance. Półnagie kobiety w koronkowych stringach i panowie przeżuwający pieczonego świniaka gromko zaintonowali pieśń ku czci nieznanej sobie solenizantki.
Jedzenie szybko zniknęło z talerzy. Wkrótce gości w głównej sali jakby zaczyna ubywać. Większość rozchodzi się po dziesiątkach pomieszczeń klubu. Teraz, gdy już idziemy wąskimi korytarzami budynku, mamy wrażenie, że jęki wydobywające się z telewizorów mieszają się z tymi dochodzącymi z każdego mijanego przez nas zaułka. W jacuzzi jakaś pani zadowala oralnie mężczyznę w średnim wieku, a piętro niżej dwóch gości dość barbarzyńsko obchodzi się z wyraźnie ukontentowaną kobietą, siedzącą z rozłożonymi nogami na huśtawce.
Trójkąty… Tak czysto teoretycznie - gdybym miał zwizualizować sobie jakąś seksualną fantazję, którą mógłbym spełnić, to właśnie chyba możliwość zaproszenia dodatkowej osoby do wyra mogłaby być ciekawym eksperymentem. Oczywiście tylko pod warunkiem, że miałbym do czynienia z dwiema samicami. Jakoś tak nieszczególnie odpowiadałoby mi ocieranie się o czyjąś mosznę.
Faktycznie – według obserwacji niedawno przeprowadzonych przez australijskich uczonych, mężczyzna produkuje znacznie silniejsze plemniki w momencie, gdy liczy się z możliwością, że jego nasienie nie jest jedynym, które trafia do kobiecych narządów rozrodczych. To taki podświadomy mechanizm, który podobnie jak wiele innych ma na celu utrzymać nasze cenne geny w obiegu.
To też prawda. Grupa badaczy ze stanowego uniwersytetu w Nowym Jorku przeprowadziła cały cykl symulacji stosunku za pomocą gumowego prącia, sztucznych wagin oraz mieszanki skrobi z wodą, która miała być odpowiednikiem spermy. Dzięki charakterystycznemu kształtowi penisa, podczas zbliżenia facet bez większego problemu potrafi usunąć aż do 90% „pamiątki” pozostawionej przez poprzedniego samca!
Ci sami naukowcy zaobserwowali również, że stosunek seksualny w przypadku, gdy mężczyzna podejrzewa swoją partnerkę o niewierność jest znacznie energiczniejszy, co według nich może być naturalną, podświadomą walką o to, aby żaden konkurent nie zapłodnił wybranki naszego serca. Wygląda na to, że cukier krzepi, a swing wzmaga naszą jurność i sprawia, że nasienie uzyskuje jakość „premium”!
- Hej! Chcesz się pobawić? - jakiś młody chłopak pyta dziewczynę, która akurat przyszła odsapnąć do baru
- Bardzo dziękuję za propozycję, ale nie. - odpowiada z promiennym uśmiechem niewiasta.
- Spoko. Miłego wieczoru życzę.
Gość właśnie dostał kosza, ale spływa to po nim jak po kaczce. Szybko dopija wodę mineralną, bo właśnie jego wzrok zatrzymał się na całkiem atrakcyjnej krótkowłosej pani, wychodzącej z sali.
Tymczasem w dużym pomieszczeniu obok trwa istna orgia. Kilka par kłębi się na kanapach, a na ziemi jakaś niebrzydka dziewczyna robi loda potężnemu facetowi. Najciekawsze jest to, że kobieta ta siedzi na twarzy leżącej pod nią innej niewiasty, która najwyraźniej oralnie ją zaspokaja.
Gość wygląda na zachwyconego. Gorzej ze mną. Zauważam u siebie pewną dziwną cechę. Oglądając film porno nie czuję specjalnego zażenowania, natomiast w sytuacji, kiedy stoję metr od grzmocących się par i nawet wiedząc, że w tej zabawie jest pierwiastek ekshibicjonizmu, pozwalający wszystkim wokół bezwstydne patrzeć, czuję się jak jakiś zboczony podglądacz. Nie potrafię utrzymać wzroku dłużej niż 10-15 sekund. Jak się okazuje – taka systemowa blokada jest całkiem normalną cechą u każdej „świeżej” osoby, która przypadkiem znajdzie się na takiej imprezie. Czasem potrzeba kilku wizyt, aby przyzwyczaić się do tego klimatu.
- Ej, chodźcie ze mną. Coś zobaczycie. Spodoba się wam! - zagaduje nas Robert i już po chwili prowadzi nas gdzieś przez labirynt korytarzy. Jakaś laska w stroju topless, ciągnąca za sobą szczerzącego się od ucha do ucha chłopaka w kierunku jednego z mijanych przez nas pomieszczeń, rzuca mi wymowne spojrzenie. Staram się niezobowiązująco uśmiechnąć i mrugnąć okiem, ale wychodzi z tego jakiś niezgrabny grymas, świadczący bardziej o moim chwilowym porażeniu mózgowym niż o pełnym luzie.
Trafiamy do pomieszczenia, którym to najwyraźniej jest jakiś specjalny pokój uciech. W jego przedsionku czeka na nas pogodnie uśmiechnięty pan.
- mówi, wskazując na garderobiany stojak. Wiszą tam wykonane ze zwiewnego materiału płaszczyki z głębokimi kapturami. Trzeba zdjąć koszulkę i naciągnąć na siebie taką szatę. W czymś takim czuję się jak gość, który zaraz w towarzystwie innych braciszków zaintonuje „Ameno dore, Ameno dori meeee...”. Od członka chóru gregoriańskiego odróżnia mnie tylko maska, którą każdy obowiązkowo musi założyć na twarz.
Gdzieś to już widziałem… No, tak! Ostatni film Stanleya Kubricka! Ten, w którym Tomek Cruise trafia na imprezę, gdzie rytualnie grzmocą się ludzie w takich właśnie ciuszkach!
I faktycznie scena, którą przed sobą widzę, wygląda jakby była żywcem wyciągnięta ze wspomnianej produkcji. W dużej, rozświetlonej świecami i kilkoma jedynie stonowanymi LED-ami sali, panuje atmosfera kojarząca się ze zlotami satanistycznych sekciarzy. Miejsce to spowite jest obłoczkami pary produkowanymi przez generator mgły, a z głośników sączy się głośna, mistyczna i dość ciężka muzyka. Nikt nie wydaje z siebie żadnego dźwięku, a komunikacja odbywa się za pomocą dyskretnych gestów.
Na środku pomieszczenia znajduje się wielkie, okrągłe łoże o pięciometrowej średnicy. Na nim kotłuje się już kilka odważnych osób. Dobrze umięśniony główny samiec rozkręcił się i zrzucił pelerynkę. Drobnej kobiety, którą penetruje nie widać, bo prawie cała zniknęła pod leżącym na niej cielskiem. Jedyne co rzuca się w oczy to dwie sterczące damskie nóżki. Paru kolejnych samców z pierwszego szeregu właśnie przystąpiło do ataku z różnych stron. Babeczka ma teraz pełne ręce roboty.
Drugi plan to czekający na gest zaproszenia faceci, którym spomiędzy pół „habitów” sterczą gotowe do boju przyrodzenia. Goście z wolna orbitują sobie wokół wspomnianego łoża i niemrawo ugniatając swe ogóry szukają wolnego miejsca parkingowego w kłębowisku pochłoniętych seksem ciał.
Ostatni plan tego przedstawienia to my – goście, którzy weszli popatrzeć i jeszcze nie wiedzą, czy gęsta atmosfera tego miejsca zachęci ich do zostania tu na dłużej. Niezależnie od tego, w jakim celu znalazły się tu odziane w powłóczyste szaty postacie, wszyscy (z wyjątkiem tych grzmocących) ruszają się jak stereotypowi zakonnicy. Przechadzają się powoli w takt przeplatanej chóralnymi zaśpiewami muzyki dochodzącej z głośników, kontemplują sobie gdzieś na uboczu, dostojnie walą konia nad czyjąś sterczącą znad materaca stopą…
Krążę sobie z wolna, usiłując zachować powagę należną najprawdziwszej, bożej świątyni. Pomalutku, despacito, krok za krokiem. Pewną trudność sprawia mi przejście pomiędzy wypiętym tyłkiem jakiejś pani, zajętej robieniem loda rozanielonemu zakonnikowi, a facetem, który dzierżąc w dłoni swój oręż, usiłuje przeprowadzić atak na wyżej wspomniany odwłok.
Obszedłszy wielkie, okrągłe łoże dookoła, przystaję przy jednej z mniejszych, obitych skórą kanap. Ludzi jest tu już całkiem sporo i zaczyna robić się ciasno. Nieoczekiwanie jakaś para ściąga swoje ubrania i z głośnym pacnięciem rzuca się na kanapę, przy której stoję. Kurde. Przygnietli mi spory kawałek mojego wdzianka! Staram się nie panikować, mimo że kolega stojący koło mnie z trudem dławi śmiech. Lekkie szarpnięcia nic nie dają. Pelerynka utknęła i sprawiła, że chcąc nie chcąc zostałem „przytwierdzony” do przypadkowych kochanków. Przynajmniej na czas trwania seksu.
Para szybko przeszła do etapu rytmicznej penetracji i skrawek mojej szaty utknął gdzieś pomiędzy kanapą a dwoma leżącymi na sobie spoconymi ciałami (nie dam sobie ręki uciąć, czy mój „habit” nie został może nawet gdzieś głębiej wessany...). Szarpię mocniej. Nic. Może ich zapytać? „Ej, sorry. Cieszę się, że jest seksik i w ogóle, ale dźwignijcie się kapkę, albowiem nie mam w planach stać tu do końca waszego stosunku...”. Szarp! Nie udało się. Idę na całość. Wyrywam się z całej siły, zapierając się kolanem o oparcie mebla. Trudno, najwyżej podrę mój zwiewny habicik… Udało się! Jestem wolny, chociaż prawie zaliczyłem glebę. Para odrywa się na chwilę od swojej czynności. Teraz patrzy na mnie pytająco. Niezdarnie przygładzając wymięty materiał, uśmiecham się promieniście i dostojnie, jak przystało na uduchowionego mnicha, i oddalam się w kierunku wyjścia.
Doświadczenie to było na tyle intensywne, że wychodzimy z tego pomieszczenia niczym jakieś dwie głęboko zszokowane galaretki. Musimy odsapnąć i dojść do siebie. Po chwili leniwie siorbiemy colę przy barze, co jakiś czas wdając się w rozmowy z gośćmi klubu.
- pyta Zbyszek. Grzecznie, ale szczerze odpowiadamy, że to wszystko przerasta ludzkie pojęcie. Na pocieszenie dostajemy życzliwy, aczkolwiek pełen współczucia uśmiech.
Po odzyskaniu psychicznych sił udajemy się na dół, gdzie od razu trafia się nam dobra miejscówka – wygodna kanapa koło szafki z ręczniczkami. Naprzeciwko nas przecinają się najważniejsze szlaki. Jedna droga prowadzi do strefy dostępnej tylko dla par (tam niestety nie możemy wejść), inna do klasycznych pokoików uciech, a w centralnym punkcie znajdują się prysznice. Ruch jest całkiem spory. Pośrodku stoją sobie grupki imprezowiczów, co chwilę ktoś do nich podchodzi, zagaduje, rzuca żartem. Niektórzy zaraz znikają w plątaninie ciasnych alejek, a na ich miejsce przychodzą kolejni szukający wrażeń śmiałkowie.
Jakiś całkiem nagi młodzieniec, który właśnie zakończył czynności penetracyjne, podchodzi do nas i - chcąc wydobyć ręczniczek z dolnej szuflady stojącej koło nas szafki - niebezpiecznie nachyla się tak, że jego szanowna fujarka przez moment dynda przed nosem kolegi, który jeszcze nie doszedł do siebie po wizycie w mistycznej sali uciech. Stwierdzamy, że najwyższy czas na kolejną colę.
Idąc z powrotem do baru mijamy jacuzzi, w którym jakaś pani znów zadowala oralnie pana w średnim wieku. Podobnie jak w basenie, tak i w jacuzzi prezerwatywy nie zdają rezultatu.
Skoro już mówimy o prezerwatywach i kwestiach bezpieczeństwa – mimo że gumki leżą praktycznie na każdym stoliku, to nie ma tu obowiązku ich używania. Właściciele klubu uważają, że skoro jest to miejsce dla osób dorosłych, to zarówno sprawy zapraszania do zabawy nowych osób, wyboru preferowanych pozycji, jak i stosowania kondomów, należy przed stosunkiem ustalić między sobą. Ale swingersi to jednak ludzie zdecydowanie bardziej świadomi niż przeciętny zjadacz chleba i jak mówi Robert, propozycja zabawy bez prezerwatywy czy nawet samo pytanie "Czy bawimy się w prezerwatywach czy bez?" jest źle widziane. Na taką zabawę mogą sobie pozwolić ludzie, którzy dobrze się znają, a seks z kimś obcym, dopiero co poznanym, wymaga jednak nieco rozsądku.
Niedawno trafił się tu jeden gagatek. Co najgorsze - był to facet z pary, która odwiedza klub od lat. W towarzystwie dwóch innych mężczyzn bawił się on z pewną damą. Jako że obaj panowie i pani znali się od lat, nie stosowali prezerwatyw. Delikwent, nie pytając o to, czy on też tak może, zdjął ukradkiem swoją gumkę. Dziewczyna powiedziała mu STOP i naturalnie poinformowała obsługę klubu (tutaj nie traktuje się tego jako donosicielstwo, ale dbanie o to, aby zasady i standardy były przestrzegane, bo każdy z klubowiczów identyfikuje się z miejscem). Zrobiła się z tego spora afera. Pracownicy klubu słusznie uznali, że takie zachowanie nie przystoi nawet długoletniemu bywalcowi miejsca, w którym podstawą jest zaufanie wobec innych uczestników zabawy. Gość wyleciał za drzwi w trybie natychmiastowym i dostał bana na zawsze.
Impreza rozkręciła się na dobre. Jej uczestnicy porozchodzili się po niezliczonej ilości pomieszczeń i teraz do baru co chwilę wpada tylko jakiś nagi buchaj i zamawia colę. Spija łapczywie zimny napój, łapie oddech, przeciera zaparowane okulary, a po chwili znowu znika gdzieś w plątaninie korytarzy, wypełnionych jękami i szybkim sapaniem.
- zwierza się nam jeden z gości, który właśnie postanowił zafundować sobie zasłużony odsap przy niskoprocentowym browarku. Nie jest żadną tajemnicą, że wielu przyjeżdżających tu na dłuższy pobyt mężczyzn chętnie korzysta z różnych środków dopingujących, z viagrą czy kamagrą na czele. W barze można kupić jedynie żeń-szeń i guaranę, więc we wszelkie inne mocniejsze środki na wzmocnienie korzenia imprezowicze muszą zaopatrzyć się wcześniej we własnym zakresie i na własną odpowiedzialność. Oczywiście najtwardsi przedstawiciele samczego rodu nie potrzebują żadnych stymulantów, aby zabalangować niczym wyposzczone szympansy bonobo!
Teraz, gdy zabawa jest już w toku, można zaobserwować kilka wyróżniających się typów gości klubu. Mamy tu sporo normalsów – to osoby, które absolutnie nie wyróżniają się niczym spośród ludzi, których widujesz na co dzień - ubrana w seksowne stringi dziewczyna o twarzy pani z biblioteki czy gość, który spokojnie mógłby być twoim dentystą.
Z drugiej strony są też buhaje – to ci faceci, którzy paradują bez koszulek, eksponując swoją nienaganną muskulaturę. Ci mają sporo roboty i chyba idą na ilość, bo co chwilę znikają gdzieś z inną partnerką. Bardzo serdeczna żona Roberta opowiada nam w zaufaniu, że ci właśnie mężni woje czasem mają problemy z dźwignięciem swojego miecza, co bardzo często kończy się dla nich rozpaczliwym szlochem. Powodem niedomagania są zazwyczaj wygórowane oczekiwania co do własnej jurności i przekonanie, że najlepsza zabawa to on sam i kilka pań. Pobyt w klubie bardzo szybko uczy ich pokory i wkrótce okazuje się, że słaba płeć to niekoniecznie kobiety. Dla takiego samca to wielka tragedia, gdy na łożu leży już gotowa do zabawy niewiasta, a tu okazuje się, że dowódca struchlał i za nic nie chce wziąć udziału w bitwie. Takiego rozczarowanego niedoszłego rębacza życzliwym słowem wspiera właśnie sama szefowa, wyjaśniając „Hej, nie od razu Kraków zbudowano, musisz się lepiej z miejscem oswoić!”. I to pomaga, tak się zyskuje klientów na lata - zwykłym ludzkim wsparciem i serdecznością.
Jest tu też dosłownie kilka lalek firmy Mattel. To babeczki ze sztucznym cyckiem i pontonem zamiast ust. Moim skromnym zdaniem takie niewiasty dość mizernie prezentują się na tle naprawdę ładnych, naturalnych i uśmiechniętych dziewczyn, których tu nie brakuje.
Zauważyć też można grupkę świeżaków. To pary, które jeszcze nie decydują się na zapraszanie do łóżka osób trzecich, ale już wczuwają się w swingerski fach, poznając to miejsce i powoli przełamując się, aby uprawiać seks na oczach klubowiczów. Jak się zresztą okazuje, to nie tylko domena nowych w tym klimacie osób. Robert mówi, że jest całkiem sporo par, które od lat odwiedzają klub, ale uprawiają seks tylko ze sobą. Nie szukają dodatkowych partnerów, a do zabawy nakręca ich cała atmosfera tego miejsca.
Wbrew temu, co myśleliśmy, nie ma tu zbyt wielu obleśnych staruszków z wiszącymi u kolan, pomarszczonymi workami. Jest za to kilka pań po pięćdziesiątce. Nie są to jednak jakieś zasuszone mumie o wyglądzie Donatelli Versace, ale zazwyczaj naprawdę zadbane i dobrze prezentujące się kobiety.
Patrząc na samą „zabawę”, nietrudno też przeoczyć sępów miłości, o których to kiedyś tak rozpaczliwie wyśpiewywał Michał Wiśniewski. Na tych dużych imprezach zazwyczaj w pobliżu kopulujących par kręci się kilku gotowych do akcji mężczyzn, którzy czekają tylko na zgodę dołączenia się do akcji. „Mogę? Mogę? Już? Mogę? Teraz?”.
Mam wrażenie, że większość z klubowiczów to osoby, które już od dawna bawią się w swing. Nie widać po nich żadnego stresu, na pełnym luzie piją sobie napoje, głośno śmieją się i zagadują do wypłoszonych nowicjuszy o oczach jak u sowy, co to nerwowo rozglądają się i tuptają w miejscu nóżkami.
Spora grupa obecnych osób to ludzie, którzy dopiero wchodzą w ten świat, ale atmosfera powoduje, że ten cały stres gdzieś jednak znika. Robert mówi, że wszystkim nowym sugeruje się, aby pierwszą wizytę w klubie ograniczyli jednak do zabawy tylko ze swoim partnerem, zobaczyli, jak to wszystko wygląda, kto bywa w klubie, jak się inni bawią itd.
Tak jak już wspomniałem – większość swingersów, którzy spotykają się w klubach, najczęściej przyjeżdża ze swoimi drugimi połówkami i to faktycznie widać. Pary, które siedzą na kanapach w części barowej, trzymają się za ręce i okazują sobie naprawdę wiele czułości, mimo że być może już za kilka minut oddadzą się seksualnym uniesieniom w ramionach nierzadko obcych sobie ludzi. Czy istnieje tu jakaś granica zdrady? Jak najbardziej. Osoby, z którymi rozmawiam, zgodnie stwierdziły, że seks to tylko rozrywka, którą można traktować niezobowiązująco, oczywiście pod warunkiem, że takie zasady uzgodni się wcześniej. Do zdrady dochodzi w momencie, gdy w relacje pomiędzy imprezowiczami wdaje się także niefizyczne zaangażowanie. A takie rzeczy czasem się zdarzają.
Jeden z gości opowiada mi, jak to kiedyś za przyzwoleniem małżonki wymiętosił dziewczynę o urodzie indiańskiej księżniczki. Po jakimś czasie dziewczyna porzuciła swojego ówczesnego partnera i zaczęła nękać telefonami mężczyznę, który jeden raz, niezobowiązująco, puknął ją w swingerskim klubie. Dopiero takie sytuacje, poza oczywistą niezręcznością, mogą wywołać u małżonki zazdrość i podejrzenia o zdradę.
Jest pierwsza w nocy. Czuję się, jakbym znajdował się na takim sylwestrze dla dwustu osób, gdzie wszyscy się cieszą, uśmiechają do siebie, poklepują po plecach i na tych kilka godzin porzucają codzienne troski. Jest tu tylko jakby jakoś mniej alkoholu. No i próżno tu szukać też jakichkolwiek kłótni i awantur. To dziwne, szczególnie w miejscu, gdzie jest sporo seksownych kobiet i napompowanych testosteronem facetów. Tu panuje totalny luz i mam wrażenie, że wraz ze zrzuceniem ciuchów, ludzie pozbywają się też tajemnic, masek i kompleksów. Są szczerzy w swoich pragnieniach – chcą się pobawić i uwolnić od przyziemnych spraw.
Wspomniałem wyżej o bonobo, czyli szympansie karłowatym. Ten gatunek małpy człekokształtnej różni się od swoich krewnych tym, że prawie w ogóle nie wykazuje agresji. Całymi dniami uprawia za to seks. Uczeni zaobserwowali u bonobo ogromne spektrum zachowań seksualnych – od pettingu, przez pozycję misjonarską, aż po zbliżenia lesbijskie czy nawet zabawy grupowe. Według niektórych uczonych, duża ilość stosunków płciowych zmniejsza u samców skłonności do agresji i chęć wzajemnego skakania sobie do gardeł.
Ale czy to się tak godzi porównywać człowieka do jakiejś małpy? A czemu nie? Z szympansami i bonobo dzielimy 99% tego samego DNA, więc można śmiało powiedzieć, że są to nasi najbliżsi krewni.
Odwiedzając to miejsce, mieliśmy pewne obawy. Spodziewaliśmy się krytyki, pogardliwych spojrzeń czy nawet chamskiego nagabywania. Tymczasem nie tylko zostaliśmy bardzo miło przyjęci, ale nawiązaliśmy sporo sympatycznych gadek z imprezowiczami.
„Poszedł do klubu dla swingersów i nie zaruchał” - to brzmi niczym dzień z życia smutnego przegrywa. Po kilku godzinach obserwacji i rozmów z bywalcami klubu, śmiało mogę wam powiedzieć, że szczególnie w takim miejscu jak to trzeba mieć jaja. Tu nikt nie daje ci waginy na tacy i nie pyta, czy życzysz sobie loda na deser. Musisz umieć zagadać, zrobić dobre wrażenie i przekonać laskę do tego, że warto zainwestować czas w kilka miłych chwil z tobą. Tym bardziej że konkurencja wcale nie jest mała!
Czas na powrót do zatroskanych i wierzących w naszą uczciwość małżeńską stęsknionych żon, które to wykazały się ogromnym zaufaniem, pozwalając nam swobodnie popływać w tej gęstej od hormonów zupie. Żegnamy się z towarzystwem, które akurat nie jest zajęte harcami i człapiemy w klapkach do auta.
Brama za nami się zamyka. Znowu jesteśmy w głuchym polu gdzieś za Gdańskiem. Można już wypuścić powietrze.
Na koniec parę słów dla tych, którzy rozważają wizytę w lokalu dla swingersów:
Oczywiście to nie klub dla każdego. Jeśli uważasz, że to niemoralne miejsce i że uczestnicy powinni smażyć się piekle... to hej, jakim cudem doczytałeś do tego miejsca? To coś musi znaczyć. Jeśli uważasz, że to w sumie fajne i chciałbyś się wybrać sam czy z partnerką, to i tak zastanów się trzy razy. Odpowiedz sobie na pytanie, czy nie masz za słabego serca, czy masz wystarczający charakter i jaja, by wejść w takie klimaty, które wywracają obraz tego, jaki styl życia można prowadzić, być z niego zadowolonym i wciąż szanować siebie i partnerkę.
Jeśli przedyskutowałeś już z partnerką wizytę tamże, to cóż - zaledwie parę procent społeczeństwa myśli o swingowaniu, ułamek decyduje się wprowadzić swoje marzenia w życie, a jeszcze mniej osób jest ze sobą tak mocno związana, że potrafi bawić się ze swingersami przez 10 lat, będąc razem. Czy warto ryzykować burzenie związku? Nie mamy pojęcia - zresztą może to nie burzenie, a budowanie czegoś głębszego? Na to pytanie odpowiedzi nie zna nawet właściciel klubu:
My przyszliśmy z założeniem, że "nic, co ludzkie, nie jest nam obce ani nie wytrąci nas z równowagi" i czuliśmy się trochę jak tacy Gucwińscy z kamerą wśród zwierząt, dokładnie zaś w paszczy lwa, który pożera ludzi.
Dla nas było to najdziwniejsza impreza na jakiej byliśmy w te wakacje i w ogóle w życiu. I jeszcze coś – nie, nie zaliczyliśmy, ale jeszcze długo będzie co opowiadać.
Z ostatniej chwili: Zostaliśmy zaproszeni na wybory Miss Swingers 2017. Chcielibyście zobaczyć fotorelację z tego wydarzenia?
Jest 14 sierpnia. Późne popołudnie. Stoimy w szczerym pole gdzieś za Gdańskiem. Przed nami znajduje się ogrodzony wysokim parkanem budynek. Ba! To pokaźny kompleks wypoczynkowy z basenem i palmami! Uwaga! To najdłuższy autorski reportaż w historii serwisu, dlatego też jest dostępny tylko dla bojowników z aktywnymi kontami.
Na parkingu stoi już kilkanaście samochodów. Jest tu kilka autek z górnej półki, parę „średniaków”, nieco przyrdzewiałych złomków, jeden pojazd oklejony reklamą firmy spawalniczej oraz piękny, potężny motocykl. Z zewnątrz budynek od podstaw aż po dach obudowany jest panelami słonecznymi. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem tylu solarnych ogniw w jednym miejscu. Z bliska wygląda to niczym połyskujący w słońcu statek kosmiczny.
Wszyscy przyjechali tu w jednym celu. Oprócz nas. Nas, bo tym razem potrzebowałem solidnego wsparcia w osobie mojego kumpla. Zawsze tak jakoś raźniej we dwóch, szczególnie gdy człowiek wyobraża sobie, że idzie na orgię do cesarza Kaliguli i jego rozpasanych poddanych. Zarówno ja, jak i mój kolega, jesteśmy jednymi z tych, którzy w tutejszym żargonie noszą miano „singli”, czyli takich, co przyjechali sobie pogrzmocić samopas.
![](./index_files/DSC_0112-20170923115700.jpg)
Nikt poza kilkoma wtajemniczonymi osobami nie wie, że nasza wizyta ma charakter zawodowy, a o uczestnictwie w cielesnych rozrywkach w naszym przypadku nie ma mowy. Chcemy tylko pogadać z ludźmi, poobserwować przebieg imprezy, wypić kilka piwek i z zebranego materiału stworzyć ciekawą relację.
Nie wiemy, co czeka nas za kilka godzin. Jedyną wiedzę na temat grupowego bzykania, podobnie jak większość społeczeństwa, posiadamy dzięki świńskim tubom z Internetu. Powiem wam szczerze – jestem o krok od zrezygnowania z wizyty w tym miejscu. Jeszcze nie wszedłem do klubu, a już czuję się jak przerażona dziewica. Kumpel też jakby taki niewyraźny. „Ej, a jak ktoś będzie chciał się z tobą seksić, to chyba odmówienie może okazać się nietaktem, nie?”. Wciągamy głęboko powietrze do płuc i spinamy poślady. Czas wziąć się w garść.
![](./index_files/DSC_0035-20170923115733.jpg)
W recepcji, gdzie dostajemy specjalne opaski na ręce, wita nas właściciel tego przybytku – Robert. To tryskający absurdalnym poczuciem humoru pan w średnim wieku. W dłoniach trzyma małego kotka. Zresztą to nie jedyni czworonożni rezydenci tego miejsca. Mieszkają tu jeszcze dwa leniwe sierściuchy i sędziwy jamnik.
Właściciel tego przybytku jest zabiegany. Za kilka godzin rozpocznie się zabawa, a tu trzeba wszystko dopiąć na ostatni guzik:
Robert od wielu lat rozkręca swój klub położony pośrodku pola. Kiedyś też podobne lokale prowadził na Wyspach Kanaryjskich i Warszawie. Jednak, jak stwierdził po latach prób, w tej branży tworzenie sieci klubów to robienie fabryki seksu, lokali bez klimatu i z przypadkowym klientem. Dla Roberta wizja takiego miejsca była inna, więc zdecydował, że zamiast tego powstanie jeden duży ośrodek ośrodek z klubami, hotelem, plażą, basenami itd. I taki właśnie kompleks został wybudowany pod Gdańskiem.Cześć! Generalnie stronimy od mediów, nie udzielamy wywiadów, nie robimy reportaży i generalnie nie szukamy takiej reklamy. Po mailowych rozmowach z wami stwierdziliśmy, że Joe Monster jest niszowym medium, które ma swoją stałą klientelę. Wiedzieliśmy, że nie będziecie szukać sensacji. A, no i chcieliśmy, żebyście wzięli udział w imprezie i na własne oczy zobaczyli, na czym to polega...
Najbliżsi ludzie mieszkają w kilku okolicznych wsiach -
W tym miejscu mieściła się kiedyś stacja zagłuszająca audycje „Radia Wolna Europa”, więc ta okolica od zawsze uchodziła za taką, którą lepiej za bardzo się nie interesować.
![](./index_files/1-20170923120122.jpg)
W końcu jednak ktoś musiał zorientować się, że w opuszczonej nieruchomości coś zaczyna się dziać. Tym bardziej że w miejscu jednego budynku powstał cały kompleks budynków, sztuczna plaża, duży staw, baseny, a dwa hektary ziemi ogrodzono murem i obsadzono roślinnością. A po wsiach wieści szybko się roznoszą.
Pewnie, że się interesowali. Gdybym im powiedział, jaki ma tu powstać klub i ośrodek, od razu wybuchłby skandal. Bo co? Nago będą chodzić, seks grupowy uprawiać! Bezbożnicy! Jak ktoś pytał, to ucinałem rozmowę tekstem, że budujemy tu... burdel - śmieje się Robert. - Nie było oburzenia. Paradoksalnie łatwiej im chyba było przyjąć do wiadomości istnienie lokalu z paniami uprawiającymi najstarszy zawód świata niż fakt, że zakładaliśmy tu klub dla swingersów.
Bardzo życzliwy gospodarz oprowadza nas po całym ośrodku, opowiadając anegdoty i informując o zasadach panujących w klubie. Tu wszyscy są jedną rodziną – szacunek, dyskrecja i szczerość to podstawa. Gdyby tylko pogoda dopisała, to część imprezy przeniosłaby się na dwór. Są baseny, leżaczki, najprawdziwsze palmy i całkiem spora, półotwarta altana z grillem, kort tenisowy i boisko do siatkówki plażowej. Niestety, dziś panują tu suwalskie mrozy, więc balety odbywać się będą w środku.
Czy każdy może tu przyjechać? Na pewno każdy może próbować. Kontakt z właścicielami klubu zawsze zaczyna się od maila. Na tym etapie odpada już sporo osób. Forma, w jaki sposób wiadomość jest napisana, stanowi pierwszy etap weryfikacji potencjalnego gościa.
Robert nie ukrywa, że na ilość przyjezdnych nikt tu nie narzeka, a najmilej widziane są osoby polecone przez stałych bywalców – takie, które będą przestrzegały regulaminu i nie wpadnie im do głowy robienie głupot.
W środku budynek wygląda jak hotel. Mijamy pokoje, łazienki, kryty basen, saunę, jacuzzi, no i szatnię. Tam musimy zostawić wszystkie elektroniczne gadżety, łącznie z telefonami. Osoby uczestniczące w zabawie muszą mieć pewność, że nikt ich nie będzie nagrywał. Za złamanie tego i innych kluczowych punktów regulaminu, delikwent bezceremonialnie wyrzucany jest za drzwi oraz dostaje zakaz wstępu do lokalu w przyszłości.
Trafiamy do dość dużego baru z rzucającą się w oczy tabliczką "Strefa bez seksu”. Przy stolikach siedzą już pierwsi goście. Na luzie sączą sobie napoje, śmieją się, poznają, żywo gestykulują. Chyba tylko my czujemy się tu spięci.
- Dobrze wam z oczu patrzy. - zagaduje Zbyszek, sympatyczny lekarz, który od lat wraz z żoną odwiedza to miejsce. - Jak dacie na luz i nawiążecie z gośćmi nić porozumienia, to macie spore szanse na fajną zabawę.
Dopiero później zorientowaliśmy się, że mianem „zabawa” określa się tylko jedną, konkretną czynność – seks.
Co chwilę przybywają nowi uczestnicy imprezy. Zostawiają swoje rzeczy w szatni lub hotelowych pokojach i przychodzą do baru, aby poznać swoich potencjalnych partnerów do późniejszych igraszek. Zdecydowaną większość gości stanowią pary. Bardzo często małżeństwa z dużym stażem.
Aby zabawa z innymi partnerami seksualnymi miała sens, potrzebne są bardzo silne, wytrzymałe podwaliny związku i wzajemne zaufanie. Najgorsze co można zrobić, to leczyć rozpadający się związek w miejscu takim jak to. Małżeństwa, które przyjeżdżają tu z nadzieją na to, że to doświadczenie pozwoli im odzyskać utraconą więź, zazwyczaj po wizycie w klubie swingersów rozpadają się.
- mówi Zbyszek.
Fajnie nam się z nim rozmawia, więc postanawiam powiedzieć mu w jakim celu przyjechałem. Za jego (oraz właściciela klubu) zgodą lecę do szatni po telefon, który w tym wypadku służy mi za dyktafon. Chcę nagrać chociaż część naszej rozmowy. Po wszystkim zapominam jednak odłożyć wyłączony aparat na miejsce. Robi się mała draka, bo jeden z pracowników od razu dostrzega prostokątny kształt w kieszeni moich spodni. Szybko jednak sprawa się wyjaśnia i na całe szczęście nie zostaję wydalony z klubu.
![](./index_files/1-20170923121037.jpg)
Do baru wpada Robert.
Chodźcie. Oprowadzę was, póki jeszcze się nie zaczęło.
Po chwili idziemy wąskimi korytarzami, co kawałek mijając telewizory, na których wyświetlane są filmy porno. Większość pomieszczeń z wielkimi łożami nie posiada drzwi. Po prostu wchodzisz i sobie patrzysz. Jeśli chcesz dołączyć do bawiących się osób, wystarczy, że dyskretnie zapytasz. Możesz również stanąć sobie po drugiej stronie ściany i poobserwować akcję przez fenickie lustro.
Do dyspozycji imprezowiczów jest też dość spory basen, jacuzzi oraz sauna, w której panuje temperatura 70-80 stopni. To trochę mało.
- Gdybyśmy ciepło podkręcili odrobinę bardziej, to naszym gościom mogłoby stanąć nie to co trzeba! - śmieje się Robert.
Kolejne pomieszczenia umożliwiają skorzystanie z foteli ginekologicznych. Hej! To jest nawet całkiem fajne. Istnieje nawet możliwość regulacji wysokości i kąta rozchylenia ud…
Kawałek dalej odwiedzamy duży, klimatycznie oświetlony pokój z huśtawką i kilkoma meblami o sporym potencjale. Kreatywna osoba będzie wiedziała, jak się tu odnaleźć.
To, co szczególnie rzuca się w oczy, to tabliczki z napisami po polsku i po angielsku: „Zostaw to miejsce czystsze, niż je zastałeś”. I trzeba przyznać – panuje tu absolutna sterylność, o którą dbają nie tylko goście, ale przede wszystkim ekipa sprzątająca, co to zmienia prześcieradła, przynosi do pokoików świeże ręczniki, myje podłogi, przeciera meble i dba o to, aby najmniejsza nawet zmięta chusteczka trafiła do kosza na śmieci.
![](./index_files/1-20170923122700.jpg)
Tymczasem gospodarz kieruje nas do podziemi. Tam znajdują się mroczne lochy, czyli strefa BDSM. Są tu klatki, łańcuchy oraz przytwierdzone do ścian kajdany. Brakuje tylko kata – oprawcy, który zadba o dobry nastrój swoich niewolników. Robert przy okazji wizyty w tejże komnacie bólu i poniżenia przypomina sobie o pewnej zabawnej sytuacji. Wśród bywalców klubu bywają ludzie wszystkich zawodów. Trafiają się też osoby duchowne różnych wyznań, księża oczywiście podają się za kogoś innego. Ciekawostka - zazwyczaj przedstawiają się jako nauczyciele albo... policjanci. Jeden z nich w jakiś sposób zirytował pewną odwiedzającą klub dziewczynę. Ta, obiecując mu nieziemskie doznania, zawołała jeszcze dwie inne panie i wszystkie one zaprowadziły księdza do pokoju, w którym było łoże z kajdanami. Tam panie przykuły go do łóżka i ... wróciły do baru, mówiąc na odchodne „Tak wygląda piekło”. Musiało minąć trochę czasu, zanim jakiś dobry człowiek uwolnił duchownego z niewoli.
Do dyspozycji gości jest także pomieszczenie po sufit wypełnione pianą! Są też prywatne pokoje, do których dostępu nie mają niezaproszeni imprezowicze. Kawałek dalej znajduje się strefa tylko i wyłącznie dla par. Heteroseksualnych – warto dodać. Klub ten przeznaczony jest bowiem głównie dla samców i samic preferujących płeć przeciwną! Robert mówi, że to nie dyskryminacja, tylko lata prowadzenia takiego przybytku pokazały, że inaczej się nie udaje, bo robienie klubu dla wszystkich to robienie klubu dla nikogo. Generalnie do klubu zaprasza się heteroseksualnych panów oraz takież panie, aczkolwiek mile widziane są też kobiety o skłonnościach biseksualnych.
![](./index_files/jc - 21-20170923122838.jpg)
Podglądać można do oporu, natomiast nie ma litości dla natrętów. Jeśli ktoś utrudnia innym zabawę, na przykład komentując akcję niczym Szaranowicz mecz, dyskutując o spadkach na giełdzie czy też bez zgody bawiących się imprezowiczów usiłuje dołączyć się do jakiegoś zasapanego wielokąta, zazwyczaj kończy zabawę i jest wypraszany z lokalu.
Idziemy się przebrać, bo za chwilę zaczyna się oficjalna część wieczoru, czyli swingers party i od godz. 20.00 wszyscy muszą być już w strojach klubowych. Jednym z punktów regulaminu jest dress code. Stosownym ubraniem dla pań jest seksowna bielizna, natomiast obowiązujący strój dla panów to koszula albo t-shirt u góry, na dole kąpielówki albo bokserki. Obowiązkowe są też dostępne na miejscu klapki lub własne obuwie na zmianę. Mamy więc ponętnie odziane kobiety, które musiały sporo zainwestować w swoje kreacje, oraz facetów, którym brakuje tylko ręczników i czepków kąpielowych, aby nie odróżniali się niczym od niedzielnych gości miejskiego basenu. Nie da się ukryć - mężczyźni w takim miejscu mają zdecydowanie większy problem ze strojem.
Wskakuję w moje wysłużone Kuboty i wracam do „strefy bez seksu”.
Zaczyna się robić tłoczno. Widzę sporo młodych ludzi, ale także i kilka osób dobiegających pięćdziesiątki. Co rzuca się w oczy - nie ma tu wybiegu dla modelek, nie ma lansu, ale nawet dojrzałe panie mogą tu pochwalić się zadbanym ciałem.
- To jeden z efektów ubocznych pojawiania się na takich imprezach. - mówi mi dojrzała pani, odziana w zgrabny gorset. - Odkąd zaczęłam bawić się w swing, szczególną uwagę zwracam na swoją formę i estetyczny wygląd.
![](./index_files/jc - 17-20170923123101.jpg)
Bardzo staramy się wpasować w tutejszy klimat. Mimo że atmosfera jest luźna, ludzie bardzo sympatyczni i otwarci, to chyba tylko my dwaj czujemy się jak jacyś autystyczni, zagubieni na lotnisku obcokrajowcy - Robert nas uspokaja, że to nic niezwykłego, bo w takim miejscu normalny facet nabiera pokory.
Przyjmujemy to do wiadomości, ale w dalszym ciągu jesteśmy niczym przerażone, niezgrabne wypłosze otoczone tłumem kosmitów, którzy zaraz zaczną przeprowadzać na sobie orgazmiczne eksperymenty.
Przysiadamy się do jakiejś młodej, przyklejonej do siebie pary trzydziestolatków, okupującej jeden ze stolików. Mimo że wyglądają tak, jakby ich związek przechodził właśnie moment radosnego rozkwitu, to jest to małżeństwo z 10-letnim stażem. W swing bawili się jeszcze przed poznaniem siebie. Teraz są już małżeństwem i mają półtoraroczne dziecko. Dziadkom, którym zostawili je na przechowanie, powiedzieli, że jadą do spa na cykl zabiegów odmładzająco-relaksujących. Ucinamy sobie sympatyczną pogawędkę. Szybko dowiadujemy się paru rzeczy o ich niecodziennych zainteresowaniach.
Kiedy on obronił swoją pracę dyplomową na studiach, ona postanowiła dać mu jego najbardziej wymarzony prezent. Była nim prostytutka do trójkąta… Na Swaroga! Co za zboczona laska! Toż to anioł, nie żona!
O godzinie 22.00 atmosfera w całym budynku jest już tak gęsta od buzujących hormonów, że właściwie to wystarczy, aby jakiś przodownik pracy wlazł na stół i zakrzyknął „Choćmyż się chędożyć!”, a pewnie większość ze zgromadzonych rzuciłaby wszystko i zabrałaby się do odbywania wieloosobowych stosunków płciowych. Zastanawiam się, jaki impuls sprawi, że pierwsi goście oddadzą się sprośnym igraszkom. Odpowiedź przyszła momentalnie. „Jedzenie! Zapraszamy na świniaka!” - ktoś zawołał, a wszyscy podnieśli się ze swoich siedzeń i powędrowali do stołówki.
![](./index_files/1-20170923123219.jpg)
To chyba jedyne pomieszczenie w tym budynku, które wygląda normalnie. Nie ma tu żadnych lampek LED, monitorów z pornosami ani dildosów sterczących ze ścian. Zwykła klasyczna stołówka ze stolikami, krzesłami i podłużnym stołem, na którym m.in. wyleguje się, ociekające tłuszczem, pieczone prosię. Ciekawy to widok – kolejka złożona z gości w majtkach i kobiet w seksownej bieliźnie, cierpliwie czekających na swoją porcję mięsiwa, trzymając w dłoniach plastikowe sztućce.
Przaśny klimat tego miejsca dodatkowo zyskuje na swojskości, kiedy to w pomieszczeniu obok jakaś roznegliżowana niewiasta, chwyciwszy za mikrofon, prosi o odśpiewanie urodzinowego „Sto lat” jej koleżance. Półnagie kobiety w koronkowych stringach i panowie przeżuwający pieczonego świniaka gromko zaintonowali pieśń ku czci nieznanej sobie solenizantki.
Jedzenie szybko zniknęło z talerzy. Wkrótce gości w głównej sali jakby zaczyna ubywać. Większość rozchodzi się po dziesiątkach pomieszczeń klubu. Teraz, gdy już idziemy wąskimi korytarzami budynku, mamy wrażenie, że jęki wydobywające się z telewizorów mieszają się z tymi dochodzącymi z każdego mijanego przez nas zaułka. W jacuzzi jakaś pani zadowala oralnie mężczyznę w średnim wieku, a piętro niżej dwóch gości dość barbarzyńsko obchodzi się z wyraźnie ukontentowaną kobietą, siedzącą z rozłożonymi nogami na huśtawce.
![](./index_files/jc - 36-20170923123308.jpg)
Trójkąty… Tak czysto teoretycznie - gdybym miał zwizualizować sobie jakąś seksualną fantazję, którą mógłbym spełnić, to właśnie chyba możliwość zaproszenia dodatkowej osoby do wyra mogłaby być ciekawym eksperymentem. Oczywiście tylko pod warunkiem, że miałbym do czynienia z dwiema samicami. Jakoś tak nieszczególnie odpowiadałoby mi ocieranie się o czyjąś mosznę.
Trójkąty? Czasem razem z żoną zapraszamy do naszego łóżka jeszcze jedną osobę - mówi Zbyszek. - Ale nigdy nie kobietę. To najgorsze, co można zrobić! One zawsze mają potem do ciebie pretensje, że poświęcałeś więcej czasu tej drugiej. Z mężczyzną jest nie tylko łatwiej, ale i dochodzi też element współzawodnictwa. Bardziej się starasz, a nawet produkujesz lepsze nasienie!
![](./index_files/1-20170923123507.jpg)
Faktycznie – według obserwacji niedawno przeprowadzonych przez australijskich uczonych, mężczyzna produkuje znacznie silniejsze plemniki w momencie, gdy liczy się z możliwością, że jego nasienie nie jest jedynym, które trafia do kobiecych narządów rozrodczych. To taki podświadomy mechanizm, który podobnie jak wiele innych ma na celu utrzymać nasze cenne geny w obiegu.
Mało tego! - dodaje Zbyszek. - Kształt ludzkiego penisa pozwala jego posiadaczowi wydobyć z ciała partnerki nasienie pozostawione tam przez poprzednika. Zwróć też uwagę na to, jak wygląda sam stosunek płciowy, a zobaczysz sporo analogii do działania pompy!
To też prawda. Grupa badaczy ze stanowego uniwersytetu w Nowym Jorku przeprowadziła cały cykl symulacji stosunku za pomocą gumowego prącia, sztucznych wagin oraz mieszanki skrobi z wodą, która miała być odpowiednikiem spermy. Dzięki charakterystycznemu kształtowi penisa, podczas zbliżenia facet bez większego problemu potrafi usunąć aż do 90% „pamiątki” pozostawionej przez poprzedniego samca!
Ci sami naukowcy zaobserwowali również, że stosunek seksualny w przypadku, gdy mężczyzna podejrzewa swoją partnerkę o niewierność jest znacznie energiczniejszy, co według nich może być naturalną, podświadomą walką o to, aby żaden konkurent nie zapłodnił wybranki naszego serca. Wygląda na to, że cukier krzepi, a swing wzmaga naszą jurność i sprawia, że nasienie uzyskuje jakość „premium”!
![](./index_files/jc - 24-20170923123616.jpg)
- Hej! Chcesz się pobawić? - jakiś młody chłopak pyta dziewczynę, która akurat przyszła odsapnąć do baru
- Bardzo dziękuję za propozycję, ale nie. - odpowiada z promiennym uśmiechem niewiasta.
- Spoko. Miłego wieczoru życzę.
Gość właśnie dostał kosza, ale spływa to po nim jak po kaczce. Szybko dopija wodę mineralną, bo właśnie jego wzrok zatrzymał się na całkiem atrakcyjnej krótkowłosej pani, wychodzącej z sali.
Tymczasem w dużym pomieszczeniu obok trwa istna orgia. Kilka par kłębi się na kanapach, a na ziemi jakaś niebrzydka dziewczyna robi loda potężnemu facetowi. Najciekawsze jest to, że kobieta ta siedzi na twarzy leżącej pod nią innej niewiasty, która najwyraźniej oralnie ją zaspokaja.
Gość wygląda na zachwyconego. Gorzej ze mną. Zauważam u siebie pewną dziwną cechę. Oglądając film porno nie czuję specjalnego zażenowania, natomiast w sytuacji, kiedy stoję metr od grzmocących się par i nawet wiedząc, że w tej zabawie jest pierwiastek ekshibicjonizmu, pozwalający wszystkim wokół bezwstydne patrzeć, czuję się jak jakiś zboczony podglądacz. Nie potrafię utrzymać wzroku dłużej niż 10-15 sekund. Jak się okazuje – taka systemowa blokada jest całkiem normalną cechą u każdej „świeżej” osoby, która przypadkiem znajdzie się na takiej imprezie. Czasem potrzeba kilku wizyt, aby przyzwyczaić się do tego klimatu.
- Ej, chodźcie ze mną. Coś zobaczycie. Spodoba się wam! - zagaduje nas Robert i już po chwili prowadzi nas gdzieś przez labirynt korytarzy. Jakaś laska w stroju topless, ciągnąca za sobą szczerzącego się od ucha do ucha chłopaka w kierunku jednego z mijanych przez nas pomieszczeń, rzuca mi wymowne spojrzenie. Staram się niezobowiązująco uśmiechnąć i mrugnąć okiem, ale wychodzi z tego jakiś niezgrabny grymas, świadczący bardziej o moim chwilowym porażeniu mózgowym niż o pełnym luzie.
Trafiamy do pomieszczenia, którym to najwyraźniej jest jakiś specjalny pokój uciech. W jego przedsionku czeka na nas pogodnie uśmiechnięty pan.
Musicie się przebrać.
- mówi, wskazując na garderobiany stojak. Wiszą tam wykonane ze zwiewnego materiału płaszczyki z głębokimi kapturami. Trzeba zdjąć koszulkę i naciągnąć na siebie taką szatę. W czymś takim czuję się jak gość, który zaraz w towarzystwie innych braciszków zaintonuje „Ameno dore, Ameno dori meeee...”. Od członka chóru gregoriańskiego odróżnia mnie tylko maska, którą każdy obowiązkowo musi założyć na twarz.
Gdzieś to już widziałem… No, tak! Ostatni film Stanleya Kubricka! Ten, w którym Tomek Cruise trafia na imprezę, gdzie rytualnie grzmocą się ludzie w takich właśnie ciuszkach!
![](./index_files/DSC_0013-20170923123801.jpg)
I faktycznie scena, którą przed sobą widzę, wygląda jakby była żywcem wyciągnięta ze wspomnianej produkcji. W dużej, rozświetlonej świecami i kilkoma jedynie stonowanymi LED-ami sali, panuje atmosfera kojarząca się ze zlotami satanistycznych sekciarzy. Miejsce to spowite jest obłoczkami pary produkowanymi przez generator mgły, a z głośników sączy się głośna, mistyczna i dość ciężka muzyka. Nikt nie wydaje z siebie żadnego dźwięku, a komunikacja odbywa się za pomocą dyskretnych gestów.
Na środku pomieszczenia znajduje się wielkie, okrągłe łoże o pięciometrowej średnicy. Na nim kotłuje się już kilka odważnych osób. Dobrze umięśniony główny samiec rozkręcił się i zrzucił pelerynkę. Drobnej kobiety, którą penetruje nie widać, bo prawie cała zniknęła pod leżącym na niej cielskiem. Jedyne co rzuca się w oczy to dwie sterczące damskie nóżki. Paru kolejnych samców z pierwszego szeregu właśnie przystąpiło do ataku z różnych stron. Babeczka ma teraz pełne ręce roboty.
Drugi plan to czekający na gest zaproszenia faceci, którym spomiędzy pół „habitów” sterczą gotowe do boju przyrodzenia. Goście z wolna orbitują sobie wokół wspomnianego łoża i niemrawo ugniatając swe ogóry szukają wolnego miejsca parkingowego w kłębowisku pochłoniętych seksem ciał.
Krążę sobie z wolna, usiłując zachować powagę należną najprawdziwszej, bożej świątyni. Pomalutku, despacito, krok za krokiem. Pewną trudność sprawia mi przejście pomiędzy wypiętym tyłkiem jakiejś pani, zajętej robieniem loda rozanielonemu zakonnikowi, a facetem, który dzierżąc w dłoni swój oręż, usiłuje przeprowadzić atak na wyżej wspomniany odwłok.
Obszedłszy wielkie, okrągłe łoże dookoła, przystaję przy jednej z mniejszych, obitych skórą kanap. Ludzi jest tu już całkiem sporo i zaczyna robić się ciasno. Nieoczekiwanie jakaś para ściąga swoje ubrania i z głośnym pacnięciem rzuca się na kanapę, przy której stoję. Kurde. Przygnietli mi spory kawałek mojego wdzianka! Staram się nie panikować, mimo że kolega stojący koło mnie z trudem dławi śmiech. Lekkie szarpnięcia nic nie dają. Pelerynka utknęła i sprawiła, że chcąc nie chcąc zostałem „przytwierdzony” do przypadkowych kochanków. Przynajmniej na czas trwania seksu.
![](./index_files/1-20170923124225.jpg)
Para szybko przeszła do etapu rytmicznej penetracji i skrawek mojej szaty utknął gdzieś pomiędzy kanapą a dwoma leżącymi na sobie spoconymi ciałami (nie dam sobie ręki uciąć, czy mój „habit” nie został może nawet gdzieś głębiej wessany...). Szarpię mocniej. Nic. Może ich zapytać? „Ej, sorry. Cieszę się, że jest seksik i w ogóle, ale dźwignijcie się kapkę, albowiem nie mam w planach stać tu do końca waszego stosunku...”. Szarp! Nie udało się. Idę na całość. Wyrywam się z całej siły, zapierając się kolanem o oparcie mebla. Trudno, najwyżej podrę mój zwiewny habicik… Udało się! Jestem wolny, chociaż prawie zaliczyłem glebę. Para odrywa się na chwilę od swojej czynności. Teraz patrzy na mnie pytająco. Niezdarnie przygładzając wymięty materiał, uśmiecham się promieniście i dostojnie, jak przystało na uduchowionego mnicha, i oddalam się w kierunku wyjścia.
Doświadczenie to było na tyle intensywne, że wychodzimy z tego pomieszczenia niczym jakieś dwie głęboko zszokowane galaretki. Musimy odsapnąć i dojść do siebie. Po chwili leniwie siorbiemy colę przy barze, co jakiś czas wdając się w rozmowy z gośćmi klubu.
I jak tam?
- pyta Zbyszek. Grzecznie, ale szczerze odpowiadamy, że to wszystko przerasta ludzkie pojęcie. Na pocieszenie dostajemy życzliwy, aczkolwiek pełen współczucia uśmiech.
Po odzyskaniu psychicznych sił udajemy się na dół, gdzie od razu trafia się nam dobra miejscówka – wygodna kanapa koło szafki z ręczniczkami. Naprzeciwko nas przecinają się najważniejsze szlaki. Jedna droga prowadzi do strefy dostępnej tylko dla par (tam niestety nie możemy wejść), inna do klasycznych pokoików uciech, a w centralnym punkcie znajdują się prysznice. Ruch jest całkiem spory. Pośrodku stoją sobie grupki imprezowiczów, co chwilę ktoś do nich podchodzi, zagaduje, rzuca żartem. Niektórzy zaraz znikają w plątaninie ciasnych alejek, a na ich miejsce przychodzą kolejni szukający wrażeń śmiałkowie.
Jakiś całkiem nagi młodzieniec, który właśnie zakończył czynności penetracyjne, podchodzi do nas i - chcąc wydobyć ręczniczek z dolnej szuflady stojącej koło nas szafki - niebezpiecznie nachyla się tak, że jego szanowna fujarka przez moment dynda przed nosem kolegi, który jeszcze nie doszedł do siebie po wizycie w mistycznej sali uciech. Stwierdzamy, że najwyższy czas na kolejną colę.
Idąc z powrotem do baru mijamy jacuzzi, w którym jakaś pani znów zadowala oralnie pana w średnim wieku. Podobnie jak w basenie, tak i w jacuzzi prezerwatywy nie zdają rezultatu.
Skoro już mówimy o prezerwatywach i kwestiach bezpieczeństwa – mimo że gumki leżą praktycznie na każdym stoliku, to nie ma tu obowiązku ich używania. Właściciele klubu uważają, że skoro jest to miejsce dla osób dorosłych, to zarówno sprawy zapraszania do zabawy nowych osób, wyboru preferowanych pozycji, jak i stosowania kondomów, należy przed stosunkiem ustalić między sobą. Ale swingersi to jednak ludzie zdecydowanie bardziej świadomi niż przeciętny zjadacz chleba i jak mówi Robert, propozycja zabawy bez prezerwatywy czy nawet samo pytanie "Czy bawimy się w prezerwatywach czy bez?" jest źle widziane. Na taką zabawę mogą sobie pozwolić ludzie, którzy dobrze się znają, a seks z kimś obcym, dopiero co poznanym, wymaga jednak nieco rozsądku.
Niedawno trafił się tu jeden gagatek. Co najgorsze - był to facet z pary, która odwiedza klub od lat. W towarzystwie dwóch innych mężczyzn bawił się on z pewną damą. Jako że obaj panowie i pani znali się od lat, nie stosowali prezerwatyw. Delikwent, nie pytając o to, czy on też tak może, zdjął ukradkiem swoją gumkę. Dziewczyna powiedziała mu STOP i naturalnie poinformowała obsługę klubu (tutaj nie traktuje się tego jako donosicielstwo, ale dbanie o to, aby zasady i standardy były przestrzegane, bo każdy z klubowiczów identyfikuje się z miejscem). Zrobiła się z tego spora afera. Pracownicy klubu słusznie uznali, że takie zachowanie nie przystoi nawet długoletniemu bywalcowi miejsca, w którym podstawą jest zaufanie wobec innych uczestników zabawy. Gość wyleciał za drzwi w trybie natychmiastowym i dostał bana na zawsze.
Impreza rozkręciła się na dobre. Jej uczestnicy porozchodzili się po niezliczonej ilości pomieszczeń i teraz do baru co chwilę wpada tylko jakiś nagi buchaj i zamawia colę. Spija łapczywie zimny napój, łapie oddech, przeciera zaparowane okulary, a po chwili znowu znika gdzieś w plątaninie korytarzy, wypełnionych jękami i szybkim sapaniem.
Po trzech dniach pobytu w tym miejscu potrzebuję dłuższego urlopu...
- zwierza się nam jeden z gości, który właśnie postanowił zafundować sobie zasłużony odsap przy niskoprocentowym browarku. Nie jest żadną tajemnicą, że wielu przyjeżdżających tu na dłuższy pobyt mężczyzn chętnie korzysta z różnych środków dopingujących, z viagrą czy kamagrą na czele. W barze można kupić jedynie żeń-szeń i guaranę, więc we wszelkie inne mocniejsze środki na wzmocnienie korzenia imprezowicze muszą zaopatrzyć się wcześniej we własnym zakresie i na własną odpowiedzialność. Oczywiście najtwardsi przedstawiciele samczego rodu nie potrzebują żadnych stymulantów, aby zabalangować niczym wyposzczone szympansy bonobo!
Teraz, gdy zabawa jest już w toku, można zaobserwować kilka wyróżniających się typów gości klubu. Mamy tu sporo normalsów – to osoby, które absolutnie nie wyróżniają się niczym spośród ludzi, których widujesz na co dzień - ubrana w seksowne stringi dziewczyna o twarzy pani z biblioteki czy gość, który spokojnie mógłby być twoim dentystą.
Z drugiej strony są też buhaje – to ci faceci, którzy paradują bez koszulek, eksponując swoją nienaganną muskulaturę. Ci mają sporo roboty i chyba idą na ilość, bo co chwilę znikają gdzieś z inną partnerką. Bardzo serdeczna żona Roberta opowiada nam w zaufaniu, że ci właśnie mężni woje czasem mają problemy z dźwignięciem swojego miecza, co bardzo często kończy się dla nich rozpaczliwym szlochem. Powodem niedomagania są zazwyczaj wygórowane oczekiwania co do własnej jurności i przekonanie, że najlepsza zabawa to on sam i kilka pań. Pobyt w klubie bardzo szybko uczy ich pokory i wkrótce okazuje się, że słaba płeć to niekoniecznie kobiety. Dla takiego samca to wielka tragedia, gdy na łożu leży już gotowa do zabawy niewiasta, a tu okazuje się, że dowódca struchlał i za nic nie chce wziąć udziału w bitwie. Takiego rozczarowanego niedoszłego rębacza życzliwym słowem wspiera właśnie sama szefowa, wyjaśniając „Hej, nie od razu Kraków zbudowano, musisz się lepiej z miejscem oswoić!”. I to pomaga, tak się zyskuje klientów na lata - zwykłym ludzkim wsparciem i serdecznością.
Jest tu też dosłownie kilka lalek firmy Mattel. To babeczki ze sztucznym cyckiem i pontonem zamiast ust. Moim skromnym zdaniem takie niewiasty dość mizernie prezentują się na tle naprawdę ładnych, naturalnych i uśmiechniętych dziewczyn, których tu nie brakuje.
Zauważyć też można grupkę świeżaków. To pary, które jeszcze nie decydują się na zapraszanie do łóżka osób trzecich, ale już wczuwają się w swingerski fach, poznając to miejsce i powoli przełamując się, aby uprawiać seks na oczach klubowiczów. Jak się zresztą okazuje, to nie tylko domena nowych w tym klimacie osób. Robert mówi, że jest całkiem sporo par, które od lat odwiedzają klub, ale uprawiają seks tylko ze sobą. Nie szukają dodatkowych partnerów, a do zabawy nakręca ich cała atmosfera tego miejsca.
Wbrew temu, co myśleliśmy, nie ma tu zbyt wielu obleśnych staruszków z wiszącymi u kolan, pomarszczonymi workami. Jest za to kilka pań po pięćdziesiątce. Nie są to jednak jakieś zasuszone mumie o wyglądzie Donatelli Versace, ale zazwyczaj naprawdę zadbane i dobrze prezentujące się kobiety.
Patrząc na samą „zabawę”, nietrudno też przeoczyć sępów miłości, o których to kiedyś tak rozpaczliwie wyśpiewywał Michał Wiśniewski. Na tych dużych imprezach zazwyczaj w pobliżu kopulujących par kręci się kilku gotowych do akcji mężczyzn, którzy czekają tylko na zgodę dołączenia się do akcji. „Mogę? Mogę? Już? Mogę? Teraz?”.
Mam wrażenie, że większość z klubowiczów to osoby, które już od dawna bawią się w swing. Nie widać po nich żadnego stresu, na pełnym luzie piją sobie napoje, głośno śmieją się i zagadują do wypłoszonych nowicjuszy o oczach jak u sowy, co to nerwowo rozglądają się i tuptają w miejscu nóżkami.
Spora grupa obecnych osób to ludzie, którzy dopiero wchodzą w ten świat, ale atmosfera powoduje, że ten cały stres gdzieś jednak znika. Robert mówi, że wszystkim nowym sugeruje się, aby pierwszą wizytę w klubie ograniczyli jednak do zabawy tylko ze swoim partnerem, zobaczyli, jak to wszystko wygląda, kto bywa w klubie, jak się inni bawią itd.
- mówi Robert.Nowym zawsze mówimy - nie musisz się spieszyć. Po imprezie porozmawiajcie ze sobą w domu, powiedzcie sobie, co wam się podobało, a co nie. Może się okazać, że klub i taka zabawa nie jest dla was. Porozmawiajcie szczerze, jeśli uznacie, że to wasze miejsce, to zapraszamy ponownie, ale pamiętajcie, że lepiej jest po tej pierwszej wizycie mieć niedosyt niż kaca.
![](./index_files/1-20170923125850.jpg)
Tak jak już wspomniałem – większość swingersów, którzy spotykają się w klubach, najczęściej przyjeżdża ze swoimi drugimi połówkami i to faktycznie widać. Pary, które siedzą na kanapach w części barowej, trzymają się za ręce i okazują sobie naprawdę wiele czułości, mimo że być może już za kilka minut oddadzą się seksualnym uniesieniom w ramionach nierzadko obcych sobie ludzi. Czy istnieje tu jakaś granica zdrady? Jak najbardziej. Osoby, z którymi rozmawiam, zgodnie stwierdziły, że seks to tylko rozrywka, którą można traktować niezobowiązująco, oczywiście pod warunkiem, że takie zasady uzgodni się wcześniej. Do zdrady dochodzi w momencie, gdy w relacje pomiędzy imprezowiczami wdaje się także niefizyczne zaangażowanie. A takie rzeczy czasem się zdarzają.
Jeden z gości opowiada mi, jak to kiedyś za przyzwoleniem małżonki wymiętosił dziewczynę o urodzie indiańskiej księżniczki. Po jakimś czasie dziewczyna porzuciła swojego ówczesnego partnera i zaczęła nękać telefonami mężczyznę, który jeden raz, niezobowiązująco, puknął ją w swingerskim klubie. Dopiero takie sytuacje, poza oczywistą niezręcznością, mogą wywołać u małżonki zazdrość i podejrzenia o zdradę.
Jest pierwsza w nocy. Czuję się, jakbym znajdował się na takim sylwestrze dla dwustu osób, gdzie wszyscy się cieszą, uśmiechają do siebie, poklepują po plecach i na tych kilka godzin porzucają codzienne troski. Jest tu tylko jakby jakoś mniej alkoholu. No i próżno tu szukać też jakichkolwiek kłótni i awantur. To dziwne, szczególnie w miejscu, gdzie jest sporo seksownych kobiet i napompowanych testosteronem facetów. Tu panuje totalny luz i mam wrażenie, że wraz ze zrzuceniem ciuchów, ludzie pozbywają się też tajemnic, masek i kompleksów. Są szczerzy w swoich pragnieniach – chcą się pobawić i uwolnić od przyziemnych spraw.
Wspomniałem wyżej o bonobo, czyli szympansie karłowatym. Ten gatunek małpy człekokształtnej różni się od swoich krewnych tym, że prawie w ogóle nie wykazuje agresji. Całymi dniami uprawia za to seks. Uczeni zaobserwowali u bonobo ogromne spektrum zachowań seksualnych – od pettingu, przez pozycję misjonarską, aż po zbliżenia lesbijskie czy nawet zabawy grupowe. Według niektórych uczonych, duża ilość stosunków płciowych zmniejsza u samców skłonności do agresji i chęć wzajemnego skakania sobie do gardeł.
Ale czy to się tak godzi porównywać człowieka do jakiejś małpy? A czemu nie? Z szympansami i bonobo dzielimy 99% tego samego DNA, więc można śmiało powiedzieć, że są to nasi najbliżsi krewni.
Odwiedzając to miejsce, mieliśmy pewne obawy. Spodziewaliśmy się krytyki, pogardliwych spojrzeń czy nawet chamskiego nagabywania. Tymczasem nie tylko zostaliśmy bardzo miło przyjęci, ale nawiązaliśmy sporo sympatycznych gadek z imprezowiczami.
„Poszedł do klubu dla swingersów i nie zaruchał” - to brzmi niczym dzień z życia smutnego przegrywa. Po kilku godzinach obserwacji i rozmów z bywalcami klubu, śmiało mogę wam powiedzieć, że szczególnie w takim miejscu jak to trzeba mieć jaja. Tu nikt nie daje ci waginy na tacy i nie pyta, czy życzysz sobie loda na deser. Musisz umieć zagadać, zrobić dobre wrażenie i przekonać laskę do tego, że warto zainwestować czas w kilka miłych chwil z tobą. Tym bardziej że konkurencja wcale nie jest mała!
![](./index_files/1-20170923130115.jpg)
Czas na powrót do zatroskanych i wierzących w naszą uczciwość małżeńską stęsknionych żon, które to wykazały się ogromnym zaufaniem, pozwalając nam swobodnie popływać w tej gęstej od hormonów zupie. Żegnamy się z towarzystwem, które akurat nie jest zajęte harcami i człapiemy w klapkach do auta.
Brama za nami się zamyka. Znowu jesteśmy w głuchym polu gdzieś za Gdańskiem. Można już wypuścić powietrze.
Na koniec parę słów dla tych, którzy rozważają wizytę w lokalu dla swingersów:
Oczywiście to nie klub dla każdego. Jeśli uważasz, że to niemoralne miejsce i że uczestnicy powinni smażyć się piekle... to hej, jakim cudem doczytałeś do tego miejsca? To coś musi znaczyć. Jeśli uważasz, że to w sumie fajne i chciałbyś się wybrać sam czy z partnerką, to i tak zastanów się trzy razy. Odpowiedz sobie na pytanie, czy nie masz za słabego serca, czy masz wystarczający charakter i jaja, by wejść w takie klimaty, które wywracają obraz tego, jaki styl życia można prowadzić, być z niego zadowolonym i wciąż szanować siebie i partnerkę.
Jeśli przedyskutowałeś już z partnerką wizytę tamże, to cóż - zaledwie parę procent społeczeństwa myśli o swingowaniu, ułamek decyduje się wprowadzić swoje marzenia w życie, a jeszcze mniej osób jest ze sobą tak mocno związana, że potrafi bawić się ze swingersami przez 10 lat, będąc razem. Czy warto ryzykować burzenie związku? Nie mamy pojęcia - zresztą może to nie burzenie, a budowanie czegoś głębszego? Na to pytanie odpowiedzi nie zna nawet właściciel klubu:
Trudno powiedzieć. Statystyki mówią, że zdradza połowa ludzi, czyli większość przykładnych mężów i żon spotyka się gdzieś potajemnie, a swingersi po prostu nie muszą tego robić. No, ale tu trzeba mieć wręcz nieograniczone zaufanie do partnera.
My przyszliśmy z założeniem, że "nic, co ludzkie, nie jest nam obce ani nie wytrąci nas z równowagi" i czuliśmy się trochę jak tacy Gucwińscy z kamerą wśród zwierząt, dokładnie zaś w paszczy lwa, który pożera ludzi.
Dla nas było to najdziwniejsza impreza na jakiej byliśmy w te wakacje i w ogóle w życiu. I jeszcze coś – nie, nie zaliczyliśmy, ale jeszcze długo będzie co opowiadać.
Z ostatniej chwili: Zostaliśmy zaproszeni na wybory Miss Swingers 2017. Chcielibyście zobaczyć fotorelację z tego wydarzenia?
Masz uwagi do artykułu - znalazłeś błąd, literówki, źródło?
Napisz do redakcji
Oglądany:
162679x
|
Komentarzy:
188
|
Okejek:
1219
osób
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
04.12
- Faktopedia D - ogromna ilość amerykańskiej amunicji w Korei Południowej (51)
- Zatrzymane w kadrze CCXIX - pokaz na żywo na wystawie sklepu w Berlinie (26)
- Walenckie Las Fallas - szalone święto ognia - setki kontrolowanych pożarów i fiesta do rana (5)
- Sam Rouen - od pociesznego grubaska do przystojnego mięśniaka. To wszystko dzięki... telewizji (32)
- Jaki jest najgorszy prezent, jaki dostałeś pod choinkę? (46)
- Historie ludzi, którzy zostali uwięzieni pod wodą (17)
- 7 dość niespodziewanych rzeczy, które warto wiedzieć o Dubaju (8)
- Przedmioty, które do złudzenia przypominają jedzenie, ale lepiej nie brać ich do ust (24)
- Genialne połączenia gifów, które opowiadają zupełnie nową historię III (14)
- 26 nietuzinkowych projektów, które dodadzą kolorów każdemu miastu (9)
- Niespodziewani goście i niespodzianki znalezione pod samochodową maską (6)
- Ładne dziewczyny, które bardzo przepadają za pizzą II (8)
- 10 dobrze płatnych i zupełnie niestresujących zawodów (99)
- Co robią kobiety, aby powiększyć swój biust? (88)
- Algorytm wyboru majtek (60)
03.12
- Demotywatory CCLV - kontrowersyjna reklama energetyka zmiażdżona ciętą ripostą (217)
- Nie każdy może mieć brodę - barber mówi wszystko, co powinniście wiedzieć o zaroście (82)
- 7 ciekawostek o piłkarskich Mistrzostwach Świata 2018 w Rosji (45)
- Jak szuka się duchów w XXI wieku (47)
- Przy pomocy iPhone'a przenosi bohaterów filmów i kreskówek do naszego świata (14)
Jak to drzewiej bywało
Albo zone kumpla ;)
Albo zone kumpla ;)
Mnie jednak chyba było by zbyt ciężko patrzeć jak inny gość posuwa moją ukochaną. Ale brawa za odwagę.
To czemu nie weźmiesz?
"Coś było nie tak. Czuła jak wewnętrzny ogień pali nie tylko jej trzewia, lecz wypala również wspomnienia, w których byli tylko we dwoje. Szczęśliwi, zakochani, bez nikogo, kto dzieliłby z nimi intymność. Tak bardzo chciałaby cofnąć czas i…"
http://swingwithme.pl/stracilam-poczucie-wyjatkowosci/
Btw, kolega pyta o namiary
Skrót wydarzeń masz tutaj:
Warto, warto.
A teraz powiedz, .. żadna nie narzekała na COLD seed?
[sorry, nie mogłem się powstrzymać :]
Żadna nie narzekała, bo i nie seedowal, i nie był leecherem.
Od 90 zł do 280 zł za wstęp na imprezę w sobotę. Spodziewałem się wyższych cen szczerze mówiąc ;)
EDIT: Widzę, że kolega mnie ubiegł ;)
Czekam na więcej takich AUTORSKICH artykułów (prawda foka? ;>)
No i ogólnie świetny artykuł :)
Również podziwiam, bo ja bym chyba nie dał rady pozostać jedynie obserwatorem ;)
A za arta dałbym nawet dwie okejki ale się nie da się. Bardzo fajnie i szczegółowo napisane.
Do tego kobiety mogą się wspomóc gorsetem.
Panowie koszulką/koszulą.
Możesz przeczytać coś po prostu z ciekawości aby "dogłębniej" zaznajomić się z tematem ;)
Ogólnie swingowanie uważam za dziwne, a pary które tam chodzą dla mnie nie tworzą jakiegoś super związku, raczej są ze sobą bo tak im wygodnie a swingowanie pozwala im tylko to podtrzymywać bo nie muszą myśleć o zdradzie bądź zakończeniu związku bo chcą czegoś innego. Dorabianie do tego jakieś teorii że opiera się to na zaufaniu i wyższym stopniu związku itd jest dla mnie grubą przesadą. Oczywiście szanuje ludzi którzy tam chodzą, to ich życie i mnie nic do tego ale nie uznawał bym tego jako coś całkowicie normalnego.
Ktoś powie że może to nasze podejście jest nienormalne i że my jesteśmy jak zwierzęta a tylko oszukujemy swoją naturę kochając się tylko z jedną wybranką.
Ciężko mówić o moralności skoro to tylko zasady które kiedyś zostały ustalone i są przekazywane z pokolenia na pokolenie, jednak ja jako facet czuje się bardziej spełniony kiedy wiem że kobieta jest tylko dla mnie a ja tylko dla niej(jako prawdziwy samiec nie chce żeby ktoś pukał moją samice) i moim zdaniem to jest prawdziwa więź nawet nie poświęcenie ale po prostu coś niezwykłego- czyt. miłość. Tak też postrzegam miłość, jesteś z kimś i nie myślisz o byciu z kimś innym. Można by szukać odpowiedzi w samej budowie naszego ciała i jego uwarunkowań. Geje np nie są rzeczą normalną, facet nie może mieć dziecka więc chyba logiczne że robią coś wbrew naturze. Tak samo uprawianie sexu w 3-4-5 osoby, kobieta ma jeden narząd rozrodczy tak samo mężczyzna czy więc uprawianie sexu w 3-4-5 osoby również nie jest wbrew naturze?
Ja głównie odnoszę się do tych par, single którzy tam przychodzą po prostu chcą dla mnie poruchać i chodzi o zwykłe zaspokajanie potrzeb.
Na pewno swingowanie nie jest niemoralne bo nikomu krzywda się nie dzieje. Nikt nikogo nie okłamuje, nie ma zdrady.
"Tak samo uprawianie sexu w 3-4-5 osoby, kobieta ma jeden narząd rozrodczy"
Narząd rozrodczy nie jest niezbędny do seksu tylko do rozrodu. Narządów do seksu kobieta ma znacznie więcej niż jeden :)
Wydaje mi się, że dobrym przykładem na to, że niekoniecznie dla wszystkich Twoja opcja jest najlepsza, jest właśnie masowość zdrad czy fakt, że wg różnych szacunków do kilkunastu procent mężczyzn nie wie, że wychowuje nieswoje dzieci. Jeśli ma to miejsce w kulturze, która oficjalnie nie akceptuje tego typu zachowań - coś jest na rzeczy. Mówienie, że jeśli tak się dzieje, to widocznie nie była "prawdziwa miłość", to moim zdaniem duże uproszczenie i upiększanie rzeczywistości. W wielu kulturach było i jest normalnym zjawiskiem odwiedzanie burdeli przez małżonków, posiadanie nałożnic i kochanków, jeśli tylko kogoś stać itd. Nawet w Biblii wielożeństwo i stosunki z niewolnikami są opisywane i akceptowane, a w niektórych sytuacjach wręcz zalecane.
To jakie ktoś prowadzi życie seksualne wynika z jego libido, odwagi, fantazji i trochę umiejętności. Zabraknie jednej z tych niezbędnych cech i nikt nie wyjdzie poza typową, małżeńską monogamie.
Ale kto się przyzna że mu brakuje fantazji albo się boi ? :) Tak jak i raczej nikt nie przyzna że mu się nie chce bo ma niskie libido.
Wtedy zaczyna się dorabianie ideologii do własnych możliwości a więc i własnych przekonań. Bo jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma, czyli monogamie i seks w 100% "naturalny" przy zachowaniu odpowiedniej ilości otworów i penisów ;)
Chciałem tylko jeszcze poruszyć temat zdrad.
Skoro tak bardzo ktoś żyje zgodnie z naturą i ma duszę ruchacza to po co wchodzi w związek? Dlaczego nie chodzi do burdeli lub na sex party przez całe życie?
Rozmawiamy na ciężki temat bo jedna i druga strona uważa że to jej droga jest tą właściwą, sęk w tym jakie kto ma argumenty.
BTW przejawem naszego myślenia jest IMO właśnie to, że nasze podejście do drugiego człowieka, w tym seksu, ewoluuje i zmienia się w zależności od warunków, w jakich żyjemy, podlega dyskusji, ma na nie też wpływ religia i polityka, nieraz w ogóle wbrew jakimkolwiek instynktom. Nie ma powodu, żeby sądzić, że nasze obecne czasy są wyjątkowe i nagle romantycy odkryli receptę na szczęście, skoro do tej pory tyle razy się to zmieniało, a obecny prąd wcale nie trwa długo i nie wszędzie się utrzymuje.
Jeszcze co do zwierząt, to niezupełnie tak jest, tzn. w niektórych gatunkach występują zachowania bardzo silnie monogamiczne, więc to też nie jest wcale cecha naszej ponadprzeciętnej inteligencji i głęboko rozwiniętej moralności. I nie uważam ich za autorytet - pokazałem tylko, że przejawiają one bardzo różne zachowania, więc jeśli ktoś mówi o normalności czy naturze jako uzasadnieniu miłości, to jest to argument bardzo kruchy, bo chyba każda relacja zaobserwowana u człowieka ma swoje odzwierciedlenie w naturze.
Niespecjalnie też natrafiłem kiedykolwiek na spis praw natury...
Zdrady: moim zdaniem na pewno wiele z nich to efekt złego dobrania się w związku, natomiast mam obecnie wysyp ślubów i zakładania rodzin przez znajomych i moje doświadczenia są takie, że na wieczorach kawalerskich czy podczas rozmowy przy piwie wiele osób obydwu płci w chwili szczerości mówi, że wcale nie jest przekonana, czy chce albo czy już chce, ale "tak trzeba", "rodzina chce", "boję się samotności na starość" itd. Presja kulturowa IMO każe nam robić wiele rzeczy, których nie chcemy. Z tego powodu np. niektórzy niewierzący chrzczą dzieci, bo nie chcą żeby się wyróżniały. Chęć bycia szanowanym i akceptowanym to bardzo silna motywacja.
Co do ciężkiego tematu: mam wrażenie, że się kompletnie nie zrozumieliśmy, bo różnica jest właśnie taka, że Ty forsujesz swoją drogę jako właściwą, a inne jako nienormalne, a my uważamy (sorry @Nodex, że w Twoim imieniu, ale chyba dobrze zrozumiałem), że akceptowalne są różne wizje związku i relacji. Ja wcale nie uważam, że swingowanie to jest lepszy wybór od klasycznej monogamii, tylko że to może zależeć od osoby. Nie mam powodu, żeby sądzić, że mój punkt widzenia i pomysł na życie jest najlepszy albo dobry dla każdego, w każdych czasach i okolicznościach.
@cauchy Ładnie powiedziane.
Również dziękuję za to samo.
Wszystko jest kwestią wyboru i niestety znowu konserwatywny punkt widzenia jest tym który próbuje narzucać standardy normalności i moralności które nie mają nic wspólnego z naturą i moralnością a wynikają (jak zawsze u konserwatystów) z ich własnych ograniczeń, przekonań, charakteru itp.
@@zem666
"Np. dlaczego z związków kazirodczych rodzą się często niepełnosprawne dzieci?"
Bo tak działa system eliminacji uszkodzonych genów. Gdy dwie pule genów są podobne i mają takie same uszkodzenia to nie ma skąd dobrać genu nieuszkodzonego. To nie jest system sugerujący istotom rozumnym "nie wolno uprawiać seksu w rodzinie !" tylko system eliminacji uszkodzonych genów. Gdyby go nie było i geny byłyby dobierane losowo od matki lub od ojca to nie byłoby znaczenia czy potomstwo jest ze związku kazirodczego czy też od dwóch całkowicie niespokrewnionych osób różnej rasy.
- co w sexie grupowym jest najważniejsze? Żeby nie zostać pominiętym.
- co w sexie grupowym jest najlepsze? Że można sobie czasem odpocząć.
Naprawdę dobrze się czytało, dzięki za artykuł i... poświęcenie ;-P
Singiel – 280 zł
Jawna dyskryminacja!
1 sprzęt?
2 otwory?
Współczuję partnerce... ;)
Nie przeczę. Ale to nie znaczy że nie można się oburzać ;)
@gen_Italia
Tak jak i na rynku pracy. Ale kobiety nadal chcą zarabiać jak mężczyźni ;)
Niemniej artykuł ciekawy.
Sam tekst jest o tyle dobry, że pozwala nieco odczarować tego typu miejsca, tj. pokazać, że ich goście to w gruncie rzeczy także ludzie. O specyficznych upodobaniach, ale wciąż ludzie.
Niezły tekst @coldseed, znając twoją reporterską dociekliwość, możemy spodziewać się relacji z samych czeluści ludzkiego bajzla. Sieknij coś o swingerskich grotach dla gejów. Wyzwanie może i większe, ale kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. ;-)
Udało Ci się popytać właściciela jak wygląda ilościowo stosunek procentowy single:singielki:pary? Sporo obcokrajowców czy raczej nasi krajanie? Ile osób naraz bawi się na takiej imprezie? Generalnie pobudki wyjaśniłeś, ale nadal jestem ciekaw, jakie środowiska, z jakim wykształceniem, statusem społecznym itp decydują
Tak długi artykuł a tak wiele pytań ... :)
Gratulacje, dobra robota
I kurcze jaki pech. A ja akurat wegetarianin i nie jadam mięsa.
A już miałem jechać.
@iskier - Bym Ci coś tu napisał o maczetach, ale nie wypada.;)
Nie zjesz prosiaka to i z deseru nici :D
Może to taki dobry lokal, udany dzień(sobota) i impreza albo art nieco promocyjny.
Zwykle spotkacie się jednak z nadreprezentacją mężczyzn i wynikającą z tego obecnością prostytutek.
To tu? :-)
Dzięki za profesjonalny artykuł. Bardzo fanie się czytało. Kolejne ciekawe miejsce w Polsce prowadzone przez ciekawych ludzi.
Żeby pierwszy pozytyw nie utonął w objętości posta powtórzę, że ogólnie artykuł super i chciałbym więcej takich.
Ciekawy światek, choć jak dla mnie niemoralny mocno, ale co kto lubi :)
@coldseed w pierwszej części Ciebie zjechałem, ale teraz gratuluję, mimo, że całkowita sprzeczność tych ludzi wobec mojego światopoglądu, to czytało się bardzo fajnie, tak akademicko, że tak powiem :D Człowiek ogarnął co i jak, bardzo fajny artykuł
Można nabijać licznik bez chwalenia się kumplom.
Po co cofać? Co przed ślubem, to moja sprawa, czy nie? Ważne, żeby nie rósł po ślubie.
W sumie, to idę pozmywać naczynia.
poruchales cos czy nie
*Ale cenzurujesz to dziwnie.
** I jeszcze kolejny pic ze świnią. Przypadeq ?!?!
good job
Zdaje się, że pomysł na biznes dosłownie zerzniety z "Oczy szeroko zamknięte"
O czasach antycznych już nie wspominając :D Ja mam nadzieję że doczekam czasów kiedy seks nie będzie tabu i będzie można o tym rozmawiać jak o pogodzie czy o chorobach w kolejce do lekarza :P
Takie imprezy i przybytki istniały jeszcze zanim powstało kino :D
Poza tym miałbym pewnie mniejsze opory by rozmawiać z dziewczynami bo się strasznie wstydziłem, dopiero na studiach po wizycie u pani negocjowalnego afektu coś się zmieniło w moim mózgu i zacząłem normalnie z koleżankami z grupy gadać i z nimi flirtować.
Pozdrawiam xddd
A już na rękach bym Cię nosiła za opowiadanie o swoich emocjach a nie robienie z siebie samca alfa buhaja bo to przecież internety.
Warto było czekać.
Dzięki!
... trochę za mocno "trzymasz gardę" :) - ale reportaż ze środka?
wow!
Bardzo uprzejmie dziękuję :)
Specjalnie dymali (nomen omen;) pod Gdańsk jak praktycznie to samo mogli napisać po wizycie w Lavie czy Euphorii w Warszawie. ale i tak dobry kawał roboty :D
teraz tylko reklamę dobrą zrobić, ważne, żeby ludzie wiedzieli, że single też tam mogą wejść ;) i za kilka godzin kasa taka, jak za jeden numerek w klasycznej agencji. Groupon na prostytutki taki.
Kto zarabia kasę na tym, że człowiek bez partnera przychodzi pobzykać, ten jest alfons i tyle. a, że przy okazji daje sobie pobzykać parom, które to kręci, to świetna przykrywka i legalizacja. A czasem też dodatkowa korzyść - pracownica za darmo. Wróć - jeszcze sama za to płaci.
Albo jej facet ;)
'czysty' klub swing jest spoko, jak ktoś lubi. Ale ten klub mi na zwykły burdel z farmazonem legalizacyjnym wygląda. Masz parę stów, nie masz partnerki - pojedziesz tam i pobzykasz. Jak się takie przybytki nazywają ?
W środy odbywa się gangbang, piątki to seks oralny itp.
My Elita!!! :))
Pomimo, że długie to szybko się czyta, co by nie użyć dwuznacznie brzmiącego przy tym temacie słowa przyjemnie. No i to poświęcenie, które jak wyczytałam z artykułu polegało na samym pójściu tam choć dla wielu poświęceniem było by pójść i nie skorzystać z cielesnych uciech.
Dodatkowo ode mnie plus za lustro fenickie a nie weneckie.